Konflikt wokół Osetii Południowej rozpoczął się wraz z rozpadem ZSRR. Wykorzystując słabość poradzieckiej Gruzji – wojnę domową między zwolennikami prezydenta Zwiada Gamsachurdii a późniejszego prezydenta Eduarda Szewardnadzego i ogólny zamęt powstały na gruzach imperium – separatyści z Osetii, jak i Abchazi, postanowili sięgnąć po niepodległość.
Tbilisi nie zamierzało jej uznać, ale z braku sił zaakceptowało status quo. Po krwawej, ale krótkiej wojnie na początku lat 90.tych, Osetyjczycy i Gruzini podpisali rozejm, który zamroził konflikt na wiele lat.
Przez całe lata 90. obie strony nie kwapiły się do zmiany sytuacji w regionie. Gruzini, z braku sił i wobec faktycznej zależności ekonomicznej i politycznej od Moskwy, nie odważyli się na pacyfikację separatystów.
Zamrożony konflikt
Rebeliantów z Cchinwali zadowalał status quasipaństwowy, który de facto oddawał im pełnię władzy nad terytorium Osetii (z wyjątkiem gruzińskich enklaw, które nigdy Cchinwali się nie podporządkowały).
Zamrożeniu konfliktu patronowała Moskwa, która teoretycznie będąc gwarantem rozejmu (rosyjscy żołnierze pod flagą wojsk pokojowych pilnowali w zbuntowanej republice zawiedzenia broni), faktycznie, acz nieoficjalnie, patronowała osetyjskim separatystom.
Saakaszwili integruje Gruzję
Sytuacja wokół Osetii Południowej (i Abchazji) zmieniła się po dojściu do władzy w 2003 r., w efekcie tzw. Rewolucji Róż, ekipy Micheila Saakaszwilego. Ten prozachodni polityk za cel postawił sobie reintegrację Gruzji.
Pierwszy krok, podporządkowanie innego niesubordynowanego regionu – Adżarii, udał się bez problemów. Z Osetią i Abchazją nowej ekipie w Tbilisi nie poszło już tak łatwo.
Po początkowych nerwowych próbach rozwiązania siłowego w 2004 r., Saakaszwili postawił na dyplomatyczne rozwiązanie problemu separatystów.
Dyplomatyczna ofensywa
Tbilisi, z sukcesami, starało się przeciągnąć na swoją stronę Unię Europejską, NATO, a przede wszystkim Stany Zjednoczone. O ile Europejczycy, z wyjątkiem kilku stolic m.in. Warszawy, wykazali daleko idącą wstrzemięźliwość wobec planów prezydenta, to Waszyngton stał się najważniejszym sojusznikiem Saakaszwilego w odzyskaniu kontroli nad krajem.
Amerykanie, a pośrednio NATO, zaczęli bowiem dostrzegać w silnej Gruzji ważny element gry międzynarodowej. Po pierwsze, po rozpoczęciu wojen w Iraku i Afganistanie, Gruzja nabrała większego znaczenia jako kraj w miarę bezpiecznego tranzytu surowców z Azji Środkowej i Kaukazu Południowego.
Po drugie, wobec rosnącej w siłę Rosji pod rządami Władimira Putina Zachód, w szczególności Waszyngton, potrzebował pewnego sojusznika w regionie tradycyjnie postrzeganym jak sfera wpływów w Rosji.
Separatyści chcą niepodległości jak Kosowo
W dalszym jednak ciągu konflikt wokół Osetii ograniczał się do dyplomatycznych sporów na linii Tbilisi – Moskwa i sporadycznych starć Gruzinów z separatystami (do najpoważniejszych doszło latem 2006 r.).
Przełomem stało się ogłoszenie niepodległości Kosowa w marcu 2008 r. Separatyści, powołując się na kosowski precedens, zażądali od świata uznanie ich państwowości.
Rosjanie, idąc im z pomocą, ogłosili zacieśnienie współpracy z Cchinwali, które Tbilisi odebrało jako krok wymierzony wyraźnie w Gruzję.
Starcie za starciem
Od tego czasu nie było tygodnia by między Gruzinami a Osetyjczykami nie dochodziło do starć. W konflikt bezpośrednio zaangażowała się też Rosja – rosyjscy żołnierze, jak twierdziła Moskwa – bez broni, wkroczyli do Osetii, a Gruzini oskarżyli rosyjskiej lotnictwo o zestrzelenie ich samolotów bezzałogowych.
W sierpniu 2008 r. jednak konflikt wybuchł z niespotykaną dotąd siłą.
Źródło zdjęcia głównego: Wojna na Kaukazie wisi w powietrzu (TVN24)