Premium

Jedno zdjęcie, dwie blizny. Czy mężczyzna z okładki magazynu to Mauro, porwany 43 lata temu?

Zdjęcie: Archiwum prywatne, tvn24.pl

Matka wie, że Mauro żyje: - Widziałam go, poznałam po oczach. Brat: - Przy pierwszej bliźnie pomyślałem o przypadku. Ale przy drugiej przeszły mi ciarki po plecach. Po 43 latach od zaginięcia chłopca śledczy wskazują na przyjaciela rodziny - fryzjera. To on miał uprowadzić Maura sprzed domu dziadków. Ale dokąd zabrali go później dwaj porywacze "bez twarzy i nazwiska"? Czy mężczyzna z okładki to Mauro?

- Jaki był? Bardzo bystry i ruchliwy, nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. To zawsze on wychodził z inicjatywą i wymyślał nam kolejne przygody - opowiada mi Antonio Romano, starszy brat Maura. Z południowej Apulii, samego końca obcasa Włoch, on sam wyjechał już dawno. Przeprowadził się do Genewy, założył tam rodzinę. Ale to wspomnienie gorącego lata w małym Racale prześladuje go do dziś.

Antonio: - Tamtego dnia ja, wtedy 10-letni, nasza 15-letnia ciocia Gina i mój 6-letni brat Mauro wracaliśmy z ogrodu do domu dziadków, kiedy podjechał do nas kuzyn. Zapytał, czy nie przejechałbym się z nim rowerem. Chcieliśmy zobaczyć uczestników wyścigu kolarskiego, ich trasa przebiegała niedaleko. Mauro, spryciarz, nagle wyrwał się cioci. Zrozumiał, że chcemy jechać bez niego. Ginie udało się go schwytać. "Zostaw mnie" - powtarzał ciągle, wymykając się z jej rąk. To są ostatnie słowa mojego brata, jakie zapamiętałem.

Ciocia kupiła mu loda, żeby się uspokoił. Kiedy dotarliśmy do dziadków, którzy siedzieli przed domem (to u nas typowy zwyczaj po zakończonym obiedzie, szczególnie latem), wykorzystaliśmy chwilę nieuwagi Maura i odjechaliśmy.

Z późniejszych relacji Giny Antonio dowiedział się, że chwilę po 17.30 wysłała chłopca na podwórko. "Zdejmij te buty i załóż sandały, przecież jest za ciepło" - mówiła mu. Mauro przeszedł około 30 metrów i skręcił za rogiem domu.

Jak ustalili śledczy, zaraz po tym, kiedy zniknął z jej pola widzenia, dorosły mężczyzna na skuterze wykorzystał chwilę jej nieuwagi. Zaprosił malca na siodełko i wywiózł z miejscowości. Od tamtej pory nikt z rodziny nigdy już nie zobaczył Maura.

"Mauro nie mógł usiedzieć w jednym miejscu" - wspomina brat. Kobieta po prawej to matka chłopcówArchiwum prywatne

Prokuratura z Lecce zakończyła śledztwo w sprawie dziecka, które 21 czerwca 1977 roku zniknęło z przydomowego podwórka. Śledczy uznali, że chłopca porwał 79-letni dziś Vittorio R., przyjaciel rodziny i miejscowy fryzjer. - O tym, czy stanie przed sądem, prokurator zdecydował pod koniec grudnia. Nie dostaliśmy jeszcze zawiadomienia, czekamy niecierpliwie na pismo w tej sprawie - mówi mi Antonio La Scala, adwokat państwa Romano. I ujawnia więcej na temat śledztwa, które równolegle prowadziła rodzina.

- Matka rozpoznała Maura w mężczyźnie na okładce magazynu. Znaleźli jego adres, numer telefonu. Zaprosił ich do siebie… - zdradza.

43 lata. Tyle musiało minąć, żeby rodzice Maura doczekali się momentu, w którym działania śledczych w końcu nabiorą tempa.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam