Nie walczą na pierwszej linii. To ich mężowie, żony, narzeczeni są lekarzami, ale to oni w domu tworzą do tej walki warunki. Rodzinne życie dostosowali do szpitalnego grafiku. Niby to dla nich nie nowość, ale okazało się, że podczas pandemii jest najtrudniej.
Każde z nich prosi o zmianę imienia i swojego, i partnera, bo nie chcą, żeby ktoś pomyślał, że się skarżą. Zgadzam się, choć po wysłuchaniu ich opowieści wiem, że od skarżenia się są daleko.
Kasia i Paweł są razem od siedmiu lat. Dokładnie siedmiu, bo kiedy rozmawiamy, mają akurat rocznicę. Tyle że Kasia jest w domu sama. Paweł - internista w poznańskim szpitalu, opiekujący się pacjentami z COVID-19 - jeszcze nie wrócił. Jak wróci, zjedzą sushi z dostawą. Do restauracji i tak nie ma jak pójść.
Kinga i Piotr - kardiolog z krakowskiego szpitala, w normalnych, szczęśliwych czasach często wyjeżdżali z dziećmi, odwiedzali znajomych, zapraszali ich do siebie. Chodzili na randki. Bardzo o to dbali. Teraz to problem. Niania nie zawsze może przyjść, rodziców o pomoc nie poproszą, żeby ich nie narażać, a i Piotr ciągle w pracy. Choć ostatnio, w piątek, się udało. Dzieci były w szkole, niania została z najmłodszym – półtorarocznym. Wsiedli w auto i pojechali w stronę Zakopanego. Pooglądali góry zza szyb samochodu, wypili kawę na wynos i wrócili. To były piękne trzy godziny. Kinga liczy, że jak TO się skończy, takie godziny będą zdarzać się częściej.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam