Premium

Przychodzi ukraiński uchodźca do lekarza i... należy mu się taka sama opieka jak Polakowi. Teoretycznie

Uciekający przed wojną Ukrainiec lub Ukrainka mają prawo do pełnej opieki medycznej. Gwarantuje im to tak zwana specustawa. W trakcie wizyty w gabinecie lekarze i ich pacjenci muszą się czasem mierzyć z nieprzewidzianymi problemami.

Minister zdrowia Adam Niedzielski i prezes NFZ Filip Nowak wielokrotnie podkreślali, że uciekinierzy mają takie samo prawo do świadczeń gwarantowanych jak Polacy, łącznie z receptami na leki refundowane. Bezpłatną opiekę zdrowotną dla uchodźców zapewnia ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa, zwana specustawą.

Tyle teoria. W praktyce czasem pojawiają się schody.

Przeszkoda pierwsza: PESEL

Na początek warto wiedzieć, że pacjenci z Ukrainy dzielą się na dwie kategorie: tych z PESEL-em i tych bez.

Jeśli uchodźcy udało się już wyrobić PESEL, sytuacja jest prosta. Dane takie jak imię, nazwisko, data urodzenia, data wjazdu do Polski oraz adres zamieszkania zaciągają się w systemie gabinet.gov.pl automatycznie. Według systemu, uchodźca ma podobny status jak kobieta w ciąży - nie jest ubezpieczony, ale uprawniony do świadczeń. Lekarz widzi jego dane i może od razu przystąpić do badania.

Obywatel Ukrainy, któremu nie udało się jeszcze wyrobić PESEL-u, pierwsze kilkanaście minut wizyty spędzi na podawaniu danych osobowych, pokazywaniu paszportu, dyktowaniu lekarzowi adresów: tego na Ukrainie i tego w Polsce, a także udowadnianiu, że granicę naszego państwa przekroczył po 24 lutego 2022 roku, kiedy rozpoczęła się agresja rosyjska na jego ojczyznę. Ta data jest ważna, bo przepis specustawy, gwarantujący Ukraińcom prawo do opieki medycznej na takich samych zasadach i w takim samym zakresie jak obywatelom polskim, ma moc od 24 lutego.

Długie kolejki po numery PESEL
Długie kolejki po numery PESELTVN24

Przeszkoda druga: język

Dopiero po przejściu formalności ukraiński pacjent lub ukraińska pacjentka może opowiedzieć o problemie, z jakim przychodzi. I tu pojawia się problem.

- Jestem jeszcze z tego pokolenia, które w szkole uczyło się rosyjskiego, w dodatku mam wspólniczkę z Ukrainy. Z uchodźcami dogadujemy się więc bez problemu i czytamy cyrylicę. Gorzej z młodym pokoleniem, które z tym językiem nie miało już żadnego kontaktu, ale i ono sobie radzi. Odkryliśmy, że całkiem nieźle tłumaczy Google Translator i w razie problemów na nim polegamy. Część lekarzy kupiła mobilny translator w kształcie pilota, którym można też skanować i tłumaczyć ukraińskie dokumenty - mówi dr Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarka rodzinna, ekspert Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia "Porozumienie Zielonogórskie" i właścicielka poradni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) w Białymstoku.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam