Uciekali ze szkoły, chodzą pod prąd, ale i tak najlepsze światowe uczelnie biły się o to, aby zostali ich studentami. Antonina Pawlak (Nina Anto) ma 25 lat. W Polsce słyszała, że jest beznadziejna. Innego zdania była CalArts, czołowa artystyczna uczelnia, którą stworzył Walt Disney. Antonina opowiada w rozmowie z TVN24 Biznes, że lubi jeździć autem po Los Angeles i słuchać piosenki "Iron Sky" Paolo Nutiniego. - W środku jest przemówienie Charliego Chaplina o tym, aby się nie uwikłać w żadne ideologie, być wolnym i stworzyć piękne życie - wyjaśnia. Oto historie najzdolniejszych Polaków.
Michał Wyrębkowski jeszcze przed maturą otrzymał potwierdzenie przyjęcia na University of Pennsylvania. Skończył już drugi rok studiów. - To, że jest to uczelnia, na której studiował Musk, Buffet czy Trump nie było dla mnie istotne. To, że Musk mieszkał w tym samym akademiku, również - zaznacza w rozmowie z TVN24 Biznes.
Tłumaczy, że do Muska zresztą jest sceptycznie nastawiony. - Cześć jego pomysłów jest absurdalnych. Znaleźliśmy znaczne lepsze rozwiązania. Musk w jednej ze swoim firm, w Boring Company drąży tunele pod Las Vegas i puszcza tam Tesle. W Europie mamy od tego metro - kwituje.
Łączenie kropek: nie wystarczy prosta ekonomia akademicka
Wymienia uczelnie, na które się dostał: Sciences Po w Reims, Uniwersytet Erazma w Rotterdamie, New York University. - Wharton School w ramach University of Pennsylvania to jednak najlepsza uczelnia biznesowa i ekonomiczna na świecie. Mogę tu studiować również dzięki wsparciu fundacji Rafała Brzoski. W szkole wykładają najlepsi z najlepszych, a program jest szeroki i interdyscyplinarny. Badam zachodnie spółki w Rosji, ale jednocześnie mogę studiować francuską literaturę, sztuczną inteligencję, ekonomikę energii i to wszystko w ramach jednego kierunku - opowiada.
Michał dołączył do zespołu badawczego prof. Jeffrey'a Sonnenfelda z Yale i pracuje jako research fellow. - Stworzyliśmy listę zachodnich firm, które po agresji Rosji na Ukrainę nie wyszły z rynku rosyjskiego. Aktualnie ponad tysiąc największych światowych firm wyszło z Rosji, przy czym pozostają w niej nadal znane Polakom firmy, takie jak Auchan czy Leroy Merlin - podkreśla.
- Obserwujemy również rosyjskie łańcuchy dostaw, stąd też niedługo pojadę do Gruzji. Będę na miejscu badać metody, które stosują Rosjanie, żeby ominąć sankcje. Chcę poznać, jaki jest stosunek Gruzinów do sankcji oraz w jakim stopniu pomagają Rosjanom w dostępie do rynków. Podobny projekt zamierzamy zrealizować też w Turcji, bądź innym kraju wschodniej Europy - opowiada.
Jego zdaniem, aby pracować w zespole profesora Sonnenfelda, publikować, współpracować z ekspertami z Departamentu Stanu czy Skarbu USA, ważna jest umiejętność "łączenia kropek". Dopytujemy, co to właściwie oznacza? - Oczywiście ułatwia to znajomość języków. Znam rosyjski, francuski, uczę się niemieckiego, w języku angielskim pracuję na co dzień. Jednak tu nie wystarczy sama prosta ekonomia akademicka, gdzie patrzymy na duże wskaźniki na przykład PKB czy PMI - podkreśla.
Tłumaczy, że chodzi też o to, żeby wziąć telefon, zadzwonić do firmy, pobawić się w dziennikarza śledczego, zamówić towar na lotnisko Szeremietiewo, porozmawiać po rosyjsku. - Istotne są też umiejętności programistyczne, bo chodzi o pozyskiwanie danych wysokiej częstotliwości z rosyjskich serwisów e-commerce. To wszystko składa się na zespół umiejętności, który jest pomiędzy prawem, ekonomią, psychologią biznesu, ale też zrozumieniem, jak działa dany region - dodaje.
Wyjaśnia, w jaki sposób nabył takie umiejętności. Od drugiej klasy szkoły podstawowej uczestniczył w olimpiadach historycznych, był ich najmłodszym uczestnikiem, ale i laureatem. - Dziadkowie zaszczepili we mnie zainteresowanie do geografii, filozofii. Dziadek dzwonił do mnie i pytał: jak miała na imię żona Sokratesa? Miałem wtedy 8 lat. Mama zamiast bajek czytała mi "Dziennik Gazetę Prawną", w wieku dwóch lat oglądałem Aferę Orlenu na antenie TVN24. To ostatnie jest o tyle ważne, że jestem z Płocka - zaznacza.
Michał miał jednak wiele nieobecności w polskiej szkole. - Zrywałem się z lekcji, bo byłem zaangażowany w działalność społeczną jako przewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta Płocka. Organizowałem Młodzieżowy Strajk Klimatyczny w Płocku, który w sumie też zachęcał do tego, aby nie pójść do szkoły w szczytnym celu. Nigdy jednak nie miałem problemów z nauką, ale wolałem się zajmować swoimi rzeczami i według swojego grafiku. Dla mnie najważniejsze jest posiadanie świadomości, że to, co robię, w bliższym lub dalszym okresie będzie miało pozytywny wpływ - tłumaczy.
Zauważa, że dziś popularne jest skupianie się na pojedynczej dziedzinie tak, aby zostać mistrzynią czy mistrzem wąskiej specjalizacji. Według wielu jest to przepustką do lepszej przyszłości. - Nie zgadzam się z tym. Mam wrażenie jednak, że wartością jest poszukiwania punktów styku między różnymi dziedzinami. Kolejną modą jest praca 24 godzin na dobę. Staram się jej zbyt często nie ulegać. Uważam, że ważne jest zachowywanie higieny mentalnej. Trzeba starać się odpoczywać i odchodzić od mediów społecznościowych - mówi.
Jak rozpocząć starania o przyjęcie na zagraniczną uczelnie? - W wakacje przed klasą maturalną zainteresowałem się studiami w Stanach Zjednoczonych. Wymagano zebrania trzech rekomendacji od nauczycieli, napisanie dużej liczby esejów. Kluczową rzeczą przy edukacji zagranicznej, a w szczególności w USA jest to, że nie bierze się w tych przypadkach pod uwagę tylko wyników z matur. Liczy się całokształt, oceny z czterech lat nauki, zaangażowanie w działalność społeczną, zainteresowania szkolne i pozaszkolne oraz osiągnięcia w konkursach - wymienia.
- Całą jesień klasy maturalnej spędziłem na pisaniu esejów, w czym mi pomogli koledzy, którzy już wtedy uczyli się w Stanach. Teraz ja pomagam innym, dzieląc się doświadczeniem - zaznacza Wyrębkowski.
"Zaprowadziło mnie to w miejsce, gdzie spełniam swoje marzenia"
Słowa Michała potwierdza Jakub Respekta, 18-latek, który jeszcze przed maturą, 30 marca 2023 roku otrzymał list z Princeton University z informacją, że został bezpłatnie przyjęty na pierwszy rok studiów na kierunku Mechanical and Aerospace Engineering. Aktualnie kończy Ogólnokształcące Liceum Akademickie Jezuitów w Nowym Sączu.
- Bardzo podobała mi się rozmowa w Princeton, ale równie ciekawe były na Massachusetts Institute of Technology czy na Stanford University. Szczególnie wybrzmiało w nich to, jak różne mogą być perspektywy w związku z tym, skąd pochodzimy - zaznacza w rozmowie z TVN24 Biznes.
W jego ocenie życie w Europie jest bardzo przyjemne w porównaniu z tym, jak może ono wyglądać w Azji czy Afryce, gdzie przede wszystkim inaczej postrzegana jest kwestia wolności. - Tam życie jest trudniejsze. W szkołach nie uczy się dzieci o potencjale technologii i nauki. Zamiast tego skupia się na biografiach dyktatorów. W wolnym czasie ludzie są kontrolowani i nie mogą oddawać się swojej pasji. Nie mogą nawet myśleć tego, co chcą, a takie środowisko nie wpływa pozytywnie na rozwój - opisuje.
Wspomina rozmowę z 60-letnim Chińczykiem, który jest naukowcem. - Na swojej drodze potrzebował ogromnej motywacji i siły, aby startując z miejsca bez perspektyw dotrzeć tam, gdzie można się rozwijać z nieograniczonymi możliwościami. Jest to bardzo długa droga. Z krajów, w których nie ma infrastruktury, a jeśli jest, to nie można jej używać, prezentując poglądy odmienne od narzuconych, dotrzeć do miejsca, w którym możemy robić wszystko, do czego popychają nas marzenia. I jest to intrygująca zmiana perspektywy, która potrafi ogromnie inspirować - opowiada.
Jakub od najmłodszych lat fascynuje się lotnictwem, fizyką i tym, jak zbudowany jest wszechświat. Wraca myślami do tego momentu, jak miał dwa lata. - Wpatrywałem się w niebo, na którym widać było startujący samolot. Ten obraz na długo został mi w głowie i do teraz mnie inspiruje. Od małego byłem zafascynowany nauką i technologią - wskazuje.
- Gdy byłem w przedszkolu czy w szkole podstawowej, cały czas miałem zajawkę, niekoniecznie do lotnictwa, ale do nauki samej w sobie. Dostawałem od rodziców edukacyjne zabawki czy książki. To wszystko nie sprawiło, że teraz łatwiej jest mi obliczyć całkę, ale rzeczywiście nauczyło mnie ciekawości do świata. Chciałem wiedzieć więcej. Jak widziałem samolot, to interesowało mnie, dokąd leci i dlaczego w ogóle lata. Podobnie stało się później z rakietami - wyjaśnia.
Jednak on też wiele razy opuszczał lekcje w szkole. - Robiłem to, co mnie bardziej ciekawiło, jak chociażby praca w aeroklubie czy staże, które odbywałem w innowacyjnych firmach SatRev czy MB Aerospace. To wszystko działo się kosztem zajęć w szkole, co nie było łatwe do wytłumaczenia nauczycielom. Dla swoich marzeń poświęcałem też czas, który mógłbym spędzić z przyjaciółmi. Jednak nie będę narzekać, że straciłem młodość, bo wiele rzeczy związanych z nauką robiłem prosto z serca - przyznaje Jakub.
Szczególna uwagę zwraca na to, aby starać się szukać możliwości praktycznego zdobywania wiedzy. - Uczyłem się wielu rzeczy w praktyce, na przykład jak działa fizyka wtedy, kiedy obserwowałem, jak spadający szybowiec zamienia energię potencjalną na kinetyczną. Później mogłem tę wiedzę wykorzystać na sprawdzianie z fizyki czy teraz na maturze. Sam fakt, że uczyłem się tego w praktyce, w miejscu wypełnionym przez ludzi pełnych pasji sprawiał, że wszystko przychodziło mi o wiele łatwiej. Uczyłem się o fizyce latania - latając. W podobny sposób zdobywałem wiedzę z zakresu elektroniki, projektując układy scalone, używane w misjach badawczych balonów stratosferycznych, czy lutując podzespoły satelitów.
Jednocześnie widzi błędy, które popełnił. Uważa, że było nimi to, że nie aplikował na wiele funduszy stypendialnych, bo wydawało mu się, że nie mam szans. - Odpuszczałem, a może by się udało? Bywały też sytuacje, że w trakcie pracy nad projektami na przykład nad eksperymentem w ramach misji badawczej w symulacji bazy księżycowej, stwierdziłem, że już na pewno nie dam rady zrobić czegoś na najwyższym poziomie. Uważałem, że zawaliłem wcześniejsze etapy i całkowicie odpuszczałem. Później, gdy patrzyłem wstecz, okazywało się, że w tych momentach lepiej byłoby coś poprawić i projekt poszedłby pewnie w dobrą stronę - opowiada i dodaje, że jedną z najcenniejszych umiejętności jest wytrwałość i cierpliwość w drodze do celu.
- Oczywiście było więcej momentów, w których serce wybuchało radością. Wtedy, gdy tworzyłem własnoręcznie elementy, które za niedługo polecą w kosmos na pokładzie rakiety, o której jeszcze rok temu mogłem tylko czytać w internecie. To niesamowite uczucie, które swoje źródło ma przede wszystkim w zaangażowaniu. Podobna radość była podczas pierwszego samodzielnego lotu szybowcem. Spełnienie marzeń - podkreśla.
12 sierpnia wylatuje do USA i ocenia, że dzieje się to w szczególnym okresie rozwoju technologicznego na świecie. - Planowany jest powrót człowieka na Księżyc i załogowy lot na Marsa, a ja stoję na początku drogi, która może zaprowadzić mnie do pracy nad tymi właśnie misjami. Jednocześnie chciałbym, aby moje wykształcenie mogło przysłużyć się także rozwiązywaniu problemów, które mamy tu na Ziemi. Ogromna ilość technologii używanych dzisiaj w życiu codziennym, ale również w medycynie, czy przemyśle powstała w trakcie prac nad projektami ery wyścigu kosmicznego - zaznacza.
Oduczanie się tego, czego się już nauczyliśmy
Antonina Pawlak, 25-letnia piosenkarka, artystka działająca pod pseudonimem Nina Anto, studiuje na California Institute of the Arts zwanej CalArts, założonej między innymi przez Walta Disney'a. Z muzyką związana jest od dzieciństwa.
- Polska szkoła fortepianu klasycznego jednak była dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem. Do tej pory oduczam się tego, czego się nauczyłam. Muzyka jest przyjemnością, nie musi być ciężką pracą, potem i łzami. Może być radością. CalArts jest jedną z najlepszych szkół artystycznych na świecie, gdzie można znaleźć swój autentyczny, niepowtarzalny głos, ale panuje tu też ogromny chaos, w którym zajęło mi sporo czasu, by odnaleźć siebie - mówi w rozmowie z TVN24 Biznes.
Kocha śpiewać i podkreśla, że w Ameryce nie ma w alternatywnej muzyce kanonu, do którego trzeba się dostosować. - Tworzenie muzyki jest jak tworzenie wszechświata. Oprócz tego, że napiszę nuty, to wstawiam chóry, które też sama tworzę, elektroniczne brzmienia, nagrywam dźwięki wody. Jest to bardzo kreatywny proces - opisuje, dodając, że uczelnia zdecydowanie zachęca do pójścia pod prąd.
- Na początku nie wiedziałam, jak się otworzyć na tę wolność. Tutaj dostałam pustą kartkę do zapisania, delikatne wymagania, ale oprócz tego mogłam wybrać wszystko, co jest w ofercie szkoły. Oprócz wydziału muzycznego są zajęcia też na przykład ze sztucznej inteligencji muzyki, z komponowania dla robotów, z grania afrykańskich rytmów czy z indonezyjskich tańców. W jednym kampusie masz kilka artystycznych kierunków. Można chodzić na aktorstwo, można chodzić na taniec. Ogromna wolność, z której trzeba wybrać własną ścieżkę. Nikt wcześniej nie studiował takiego zestawienia jak ja - wskazuje.
Według niej jest tu duże pole do eksperymentów, które wpływają na wzmocnienie odwagi i zaufania do siebie. Pytamy więc, jak dostać się do takiej szkoły? - Miałam szczęście, bo dowiedziałam się o tym, że ona istnieje pięć dni przed złożeniem papierów. Poznałam pewną panią na dniach otwartych, która jak się okazało, pomaga w uzyskaniu stypendium. Bardzo chciałam tam studiować, ale nie byłam w stanie opłacić czesnego, które wynosi 54 tysiące dolarów za rok. Usłyszałam jednak, że jak się dostanę, to mam do niej przyjść, a ona sprawdzi, jak może mi pomóc - opisuje.
Jej działalność artystyczna wspierana jest również przez rodzinę oraz jednego z najbogatszych Polaków, Rafała Brzoskę.
Nina Anto wysłała na CalArts swoje portfolio, które dopracowała później na pierwszym roku magisterki. - EPkę masterował Jake Viator, który pracował z moimi ulubionymi muzykami takimi jak Yves Tumor czy Yussef Dayes. Super było patrzeć, jak Jake nanosi ostatnie poprawki w znanym Stone Throw Studio w Los Angeles. Jestem ogromnie wdzięczna Marcinowi Magierze, z którym pracowaliśmy nad teledyskiem. W moich oczach ten klip jest po prostu prawdziwą sztuką - zaznacza.
Opowiada o kolejnych planach. Niedługo odbędzie się premiera teledysku wyreżyserowanego przez Marka Leszczewskiego, do którego zdjęcia zrobił również Marcin Magiera. Występują w nim Anna Paliga i Magdalena Osińska. - Jest to opowieść o miłości dwóch kobiet i dla mnie ważnym jest, aby pokazać tę historię w Polsce, gdzie jeszcze bywa to uznawane jako coś grzesznego i nienormalnego. Całym sercem wspieram związki LGBTQ+ i nie mogę się doczekać dnia, kiedy takie związki będą miały normalne prawa w naszym kraju - zaznacza.
Zdradza też, że obecnie jej największym marzeniem byłoby podpisanie kontraktu z wytwórnią czy zagranie na jednej ze scen festiwalu Coachella. - Czułabym też ogromną wdzięczność za to, że mogę stać na scenie i dzielić się swoją twórczością z innymi. Nasuwa mi się jeszcze słowo szacunek. Chodzi o szacunek do mojej drogi, która zaczęła się w szkole muzycznej w Polsce, gdzie codziennie słyszałam tylko, jak beznadziejna jestem i jak jeszcze odbiegam od doskonałości, przez co ogromnie bałam się występować. Za każdym razem ledwo wchodziłam na scenę, bo tak bardzo bałam się i trzęsłam. Myślę, że osiągnięcie mojego celu pokazałoby wielu osobom, że warto nad sobą pracować, zmieniać negatywne przekonania i mimo bardzo trudnych dróg, nie rezygnować z marzeń.
Opowiada, że lubi jeździć po Los Angeles autem i słuchać piosenki Paolo Nutiniego "Iron Sky". - W środku jest przemówienie Charliego Chaplina o tym, aby się nie uwikłać w żadne ideologie, być wolnym i stworzyć piękne życie - mówi.
- To jest moja misja, aby pomagać ludziom odnaleźć się i sięgać po swoje marzenia. W Polsce robiliśmy warsztaty dla dzieci z Ukrainy. Byłam też dwa razy w Afryce pomagać lokalnej społeczności. Chciałabym kiedyś móc stworzyć muzyczną szkołę w Polsce, aby droga dla innych była łatwiejsza. Żeby mieli więcej możliwości wyrażania siebie, bez ram. Żeby byli prawdziwi - podkreśla dodając, że to jest właśnie "największym wyzwaniem, żebyś stanęli do siebie w pełni".
Czytaj też: Influencer, projektantka klocków i kierowca rajdowy. Młodzi opowiadają nam o pracy marzeń
TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN24