W niedzielę po raz pierwszy w praktyce mogliśmy się przekonać, jak działa ustawa o ograniczeniu handlu. Większość galerii handlowych świeciła pustkami. Czynne były jedynie restauracje i kawiarnie, jednak gościły niewielu klientów. Na twarde dane jest za wcześnie, ale z pierwszych obserwacji wynika, że ruch na stacjach benzynowych, mimo pokaźnego asortymentu, był niewiele większy niż wcześniej. Za tydzień kolejna niedziela z zakazem.
Ustawa ograniczająca handel w niedziele weszła w życie 1 marca br. Zakłada ona, że w tym roku, w każdym miesiącu, będą dwie niedziele handlowe - pierwsza i ostatnia. To oznacza, że zakupów w największych placówkach nie mogliśmy zrobić 11 marca, zakaz obejmie także najbliższą niedzielę - 18 marca. Państwowa Inspekcja Pracy zapowiadała przed weekendem, że będzie kontrolowała, czy np. sieci handlowe przestrzegają przepisów dotyczących ograniczenia handlu w niedziele.
Około 300 dyżurnych Państwowej Inspekcji Pracy w niedzielę w całym kraju zbierało informacje na temat przypadków łamania przepisów. W najbliższych dniach te informacje trafią z powiatowych ośrodków PIP do centrali. Jak za powiedziała Danuta Rutkowska, rzecznik Państwowej Inspekcji Pracy, wyniki kontroli poznamy w czwartek.
Tymczasem za tydzień (18 marca) kolejna niedziela z zakazem. Zgodnie z ustawą o ograniczeniu handlu w niedziele największe sieci będą mogły otworzyć swoje placówki dopiero 25 marca.
W galeriach mniej, w kinach więcej
W pierwszą niedzielę wolną od handlu, przy wejściach do największej galerii handlowej w Warszawie - Złotych Tarasów - klientów witały tabliczki z napisem: "Przystopuj! W najbliższą niedzielę sklepy w naszym centrum będą nieczynne. Zapraszamy do kina, kawiarni i restauracji". Ruch w całym centrum był zdecydowanie mniejszy niż w poprzednie niedziele. Najwięcej osób przesiadywało w kawiarniach na parterze, choć trudno mówić o tłoku. Z kolei w restauracjach zajętych było zaledwie kilka stolików. Niewielkim wzrostem odwiedzin mogło pochwalić się za to kino znajdujące się na ostatnim piętrze Złotych Tarasów. Pracownica kina powiedziała w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że na poranne i popołudniowe seanse przyszło nieco więcej rodzin z dziećmi, niż to miało miejsce w ubiegłych tygodniach. Sytuacja była podobna w Galerii Wileńskiej na warszawskiej Pradze-Północ - oprócz obiektów gastronomicznych otwarty był jedynie kiosk oraz oddziały banków.
Tylko nieliczne sieci sklepów spożywczych, zarówno te mniejsze, jak i duże obiekty handlowe, miały na drzwiach wywieszone kartki informujące klientów o tym, w które niedziele sklepy będą nieczynne.
W poszukiwaniu kawy
Klient dużego sklepu, pan Karol, który powiedział PAP, że większe zakupy zrobił w sobotę, jednak zapomniał o kawie. - Szukam czegokolwiek, żeby kupić jakąkolwiek kawę i wrócić do domu. Mijam już czwarty sklep, wszystko jest pozamykane. W internecie przeczytałem, że podobno są jakieś sklepy otwarte, więc szukam - mówił w niedzielę. W jego ocenie ustawa zakazująca handlu w niedzielę powinna w pewien sposób ujednolicić zasady, ponieważ obecne zapisy "wprowadzają pewien nieład w społeczeństwie". - Jeżeli się na stałe ustali, że niedziela jest zamknięta, to ludzie są na tyle kompetentni, żeby zrobić zakupy wcześniej i nie byłoby z tym problemu - mówił. Dodał, że powinny być "sklepy dyżurne" np. dla osób z dziećmi i starszych.
Do kościoła zamiast do sklepu?
Nie wszystkie duże sklepy w centrum stolicy były zamknięte. Jeden z nich, należący do dużej sieci, był otwarty na Dworcu Centralnym. Jeden z klientów, pan Michał, ocenił, że zakaz handlu to "kpina". - To mistyfikacja. Ludzie i tak będą robić zakupy w niedzielę, w ten czy inny sposób. Moim zdaniem jest to martwy przepis, żeby - w mojej ocenie - ściągnąć ludzi na tę "właściwą drogę", czyli do kościoła - powiedział. Innego zdania jest pani Krystyna, która przechodziła obok sklepu. Jej zdaniem wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę to bardzo dobry pomysł.
- Ja się urodziłam w takim czasie i swoją młodość spędziłam wtedy, kiedy były soboty pracujące do 13, a niedziele były wolne. Człowiek sobie radził w niedzielę z zakupami, a teraz sobie nie poradzi? Ale to jest do przetrzymania i na pewno wszyscy to zaakceptują - powiedziała podkreślając, że niedziela powinna być dla rodziny.
Na stacjach
Pani Iwona, właścicielka niewielkiego sklepu spożywczego na pl. Zawiszy powiedziała, że odczuła lekki wzrost liczby klientów. Jak podkreśliła, oprócz stałych klientów przychodzili też tacy, którzy są zadowoleni z tego, że znaleźli otwarty sklep i kupowali produkty, których nie zdążyli lub zapomnieli kupić dzień wcześniej. Z kolei pracownicy dwóch stacji benzynowych usadowionych wzdłuż ul. Towarowej w centrum Warszawy zgodnie oceniali, że ruch na stacjach nie jest większy, niż w poprzednie niedziele.
- Ludzi jest tyle, co na święta - powiedział w niedzielę jeden z pracowników. Wyjątek stanowiła stacja na al. Solidarności, gdzie tworzyły się niewielkie kolejki ludzi do trzech kas. To jednak wynik położenia stacji - przy jednej z głównych alei, niedaleko ruchliwego skrzyżowania, skąd dużo osób odjeżdżało, żeby zatankować samochód. Mimo dużego asortymentu, jakie oferują stacje benzynowe, klienci kupowali przeważnie przekąski i napoje, czyli to, co do tej pory. Jednak już na stacjach znajdujących się poza centrum np. przy Radzymińskiej na Targówku, można było zauważyć ludzi kupujących świeże pieczywo. Na jednej ze szczecińskich stacji benzynowych, zlokalizowanej w prawobrzeżnej części miasta przy wylotowej drodze, ruch w niedzielę nie wydawał się być większy, niż wcześniej. Obsługa stacji potwierdziła PAP, że klientów nie jest więcej, ale sprzedaje za to o wiele więcej gotowego jedzenia, niż w normalny weekend. Sama stacja przygotowała się do zakazu handlu i zgromadziła więcej jedzenia na ten weekend. Na tej samej stacji jeden z klientów Paweł, który zamówił na stacji hot-doga powiedział PAP, że zakaz handlu jest dla niego bez znaczenia. Z kolei Marcin, który mył tam samochód powiedział, że jest zwolennikiem zakazu handlu w niedzielę. Jak dodał, to czas który należy spędzić z rodziną. Krzysztof natomiast stwierdził, że ludzie powinni mieć wybór i sami decydować, czy chcą pracować w niedzielę. Według niego, praca w niedzielę mogłaby być np. lepiej płatna. W ten sposób ludzie, którzy chcą robić zakupy w niedzielę, nie byliby poszkodowani, a pracownicy mieliby wybór.
Wzrost w galerii na dworcu
Z kolei parking jednego z większych centrów handlowych w Szczecinie świecił pustkami. W samym centrum sklepy były pozamykane, jedynymi miejscami otwartymi były punkty z gotowym jedzeniem i kino. Tam, gdzie w normalny weekend w miejscu z jedzeniem jest zawsze tłoczno, w niedzielę było zajętych zaledwie kilka stolików. Więcej klientów niż zwykle robiło w niedzielę zakupy w sklepie na stacji benzynowej przy ul. Głębokiej w śródmieściu Lublina. - Widać, że jest więcej klientów, robią zakupy w sklepie. Przygotowaliśmy się na zwiększony ruch, wyłożone zostało więcej artykułów codziennej potrzeby, jak bułki, jogurty, kanapki – mówił w niedzielę pracownik stacji. Przy kasie na stacji stała kilkuosobowa kolejka. - Zagapiłem się, nie zrobiłem wczoraj zakupów, a dziś koło mojego domu wszystko zamknięte – powiedział mężczyzna, który kupił chleb. - Następnym razem będę pamiętał, żeby wcześniej zrobić zakupy. Myślę, że nie będzie problemów z powodu zamkniętych sklepów w niedziele, pół Europy tak funkcjonuje, przyzwyczaimy się – dodał. W dużej galerii handlowej Tarasy Zamkowe, obok Starego Miasta, czynne były praktycznie tylko restauracje, klientów było niewielu. Dwaj młodzi Ukraińcy czuli się zawiedzeni. - Jesteśmy w Polsce od miesiąca, pracujemy w Niemcach pod Lublinem. Przyjechaliśmy kupić spodnie, a tu wszystko zamknięte, wracamy z niczym – powiedział jeden z nich. Nie przybyło kupujących na pobliskim Targu pod Zamkiem, gdzie sprzedają właściciele sklepików. - Liczyliśmy na zwiększony ruch, ale na razie nie odczuwamy tego. To pierwsza taka niedziela, może ludzie jeszcze za mało o nas wiedzą, trzeba więcej reklamy. Mamy taki sam towar jak sieciówki, może w przyszłości ruch poprawi się, choć myślę, że młodzi ludzie, przyzwyczajeni do galerii, nie będą tu przychodzić – powiedział właściciel budki z butami.
- Zauważyliśmy duży wzrost odwiedzin w stosunku do poprzednich niedziel - powiedział dyrektor Andrzej Klein w rozmowie z reporterem TVN24 i dodał, że niektóre sklepy pozytywnie przeszły już kontrolę Państwowej Inspekcji Pracy. - Byliśmy obecni podczas kilku kontroli. Póki co ich wyniki wypadły pozytywnie. Nie było żadnych zastrzeżeń - dodał.
Jak poinformował, swoje sklepy otworzyło 3/4 najemców.
Autor: ps//dap / Źródło: PAP