Dzieci i młodzież potrafią wydać spore pieniądze na zakup wirtualnych skrzynek z nagrodami. Eksperci ostrzegają, że w ten sposób młodzi ludzie są wciągani w uzależnienie od hazardu. Działalność firm, które na tym zarabiają, umożliwiają luki prawne i przestarzałe przepisy. - Świat technologiczny bardzo przyspieszył, regulacje nie nadążają - mówi w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl prawniczka dr Justyna Grusza-Głębicka.
Polscy influencerzy zarabiają miliony na promowaniu stron z nielegalnym hazardem, do gry starają się wciągnąć nawet najmłodszych. To wnioski z opublikowanego na platformie YouTube filmu "Mafia hazardowa polskiego internetu" opublikowanego przez Konpskyy'ego (właść. Mikołaj Tylko). Dwugodzinną produkcję od dnia premiery wyświetlono 3,7 mln razy.
Eksperci ostrzegają, że w grach cyfrowych elementy hazardu są powszechne. - Przykładem są wirtualne tak zwane loot boksy, "pojemniki", które gracz kupuje za realne pieniądze i nie wie, co jest w środku - mówi nam Magdalena Bigaj z Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa. Dzieci uzależniają się bardzo szybko. A konsekwencje bywają dramatyczne. - Miałam do czynienia z przypadkami, w których osoby na przykład 12-letnie wydały ogromne pieniądze na gry, korzystając z kart kredytowych rodziców - dodaje Michalina Kulczykowska, psycholożka pracująca z młodzieżą.
To właśnie popularne "loot boksy" bierze pod lupę youtuber Konpskyy. Jak tłumaczy, rynek gier sieciowych mocno rozwinął się przed czterema laty, gdy pandemia pozamykała ludzi w domach. Niektóre z nich oferowały możliwość zakupu wirtualnych elementów ułatwiających grę lub uatrakcyjniających wygląd postaci. Jaki przedmiot ostatecznie trafiał do gracza zależało od szczęścia w losowaniu.
I tu pojawiły się serwisy, w których "walutą" były przedmioty z gry CS:GO. Można było je sprzedawać, wymieniać, inwestować w kolejne losowania. Jednym z największych serwisów tego typu był Keydrop. W listopadzie ubiegłego roku domena znalazła się w rządowym Rejestrze Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą i została zablokowana. Ale problem nie zniknął. W miejsce jednego zablokowanego serwisu zaczęły pojawiać się kolejne, oparte na tej samej mechanice. Co więcej, część influencerów, którzy wzbogacili się na promocji Keydropa, płynnie przeszła do promowania nowych stron.
Oszuści wykorzystują luki prawne
Konpskyy podkreśla, że działalność takich serwisów jak Keydrop ułatwia przestarzałe prawo.
Pytania o to, czy ustawodawca planuje uszczelnić przepisy dotyczące gier hazardowych przesłaliśmy do Ministerstwa Finansów. W otrzymanej odpowiedzi czytamy, że “obecnie nie są prowadzone prace legislacyjne ukierunkowane na zmianę ustawy z 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych”.
Ministerstwo zapewnia jednak, że organizatorzy gier hazardowych muszą spełnić szereg warunków. Tylko że właściciele serwisów takich jak Keydrop udają, że nie mają nic wspólnego z hazardem. Wykorzystują luki prawne i to, że przepisy nie nadążają za zmieniającym się światem.
Tę konstatację potwierdza dr Justyna Grusza-Głąbicka, specjalistka od prawa hazardowego. – Jeśli ktoś legalnie organizuje grę, która wpisuje się w katalog gier hazardowych zawarty w ustawie, to musi wypełnić szereg formalności. Wtedy ochrona gracza istnieje - mówi. – Jednak prawdziwym problemem jest fakt, że z uwagi na szereg tych formalności i wysokie obciążenia podatkowe, wiele podmiotów decyduje się na organizowanie gier hazardowych na terenie Polski nielegalnie. Mówimy o szarej strefie i o czarnym rynku.
Czytaj także: Pandora Gate, meetupy, dramy i nudesy. Wszystko, co chcesz wiedzieć o influ, ale wstydzisz się zapytać >>>
Jak dodaje prawniczka, ściganie takich podmiotów jest niezwykle trudne, bo mają one siedziby poza UE. - Spółki są zazwyczaj zakładane na słupy gdzieś w egzotycznych krajach. Ofiarami takich działań są gracze, którzy bez mechanizmów odpowiedzialnej gry mogą popaść w uzależnienie i stracić pieniądze - stwierdza.
Przestarzały katalog
Obecnie obowiązujące w Polsce przepisy reguluje ustawa o grach hazardowych z 2009 (i późniejsze jej nowelizacje). Czy czegoś tam brakuje? Co można zrobić, aby ustawa lepiej odpowiadała na wyzwania współczesności? - Świat technologiczny bardzo przyspieszył, regulacje nie nadążają za tymi zmianami - przyznaje dr Grusza-Głębicka.
Jako przykład podaje katalog gier hazardowych, który można znaleźć w ustawie. To na podstawie katalogu określa się, co jest, a co nie jest hazardem. Wśród wymienionych w ustawie gier są m.in. gry liczbowe, loterie pieniężne, fantowe, audiotekstowe, gry w karty czy w kości. Katalog jest zamknięty i mówiąc wprost raczej przestarzały. - Wiele wirtualnych nowości na rynku nie wpisuje się w schemat sformułowanych w ustawie gier, stąd oficjalnie nie są uznawane za hazard - tłumaczy prawniczka.
Jej zdaniem tę sytuację można zmienić na dwa sposoby. Po pierwsze katalog gier hazardowych można by legislacyjnie "otworzyć". Oznaczałoby to, że za hazard mogłyby zostać uznane gry spoza istniejącej dziś listy, a także nowe, mogące pojawić się w przyszłości.
Takie rozwiązanie ma pewne plusy, bo poszerza definicję gry hazardowej. Ale jest też duży minus. - W ten sposób powstałby stan niepewności prawnej - stwierdza dr Grusza-Głębicka. Oznacza to, że za każdym razem należałoby czekać na rozstrzygnięcie np. odpowiedniego organu, który byłby w stanie określić, czy dana gra spełnia znamiona gry hazardowej.
Drugie rozwiązanie jest dostępne już dziś. Ustawa przewiduje możliwość, żeby zwrócić się do ministra finansów z zapytaniem o to, czy dana gra jest hazardem, czy też nie. Decyzja ministerstwa jest tu rozstrzygająca. Jaki jest haczyk? Za takie rozstrzygnięcie trzeba wnieść opłatę, która obecnie wynosi ok. 15 tys. zł.
- To dość duża kwota - stwierdza prawniczka. - Uważam, że opłata powinna być symboliczna, tak, by każdy mógł sobie pozwolić na złożenie zapytania.
A co ze "skrzynkami"?
A może należałoby po prostu rozszerzyć już istniejący katalog o już istniejące, stosunkowo nowe formy spełniające znamiona gry hazardowej? Do takiej listy można by dopisać np. wspomniane już "loot boksy".
Takie "skrzynki z łupami" są elementem obecny w wielu popularnych grach komputerowych. Skrzynki zdobywa się na różne sposoby: za postęp w grze, za punkty zdobywane podczas rozgrywki albo za prawdziwe pieniądze, a w środku znaleźć można wirtualne przedmioty ułatwiające grę. Losujący i otwierający je gracze nie wiedzą, co znajdą się w środku - przedmiot powszechnie dostępny czy może rzadki (a tym samym drogi) .
Tematem w ostatnich latach interesował się m.in. Parlament Europejski, ostrzegając przed negatywnymi konsekwencjami psychologicznymi i finansowymi. Z kolei z niektórych badań wynika, że dzieci, które kupują "loot boksy", są dużo bardziej narażone na uzależnienie od hazardu niż ich rówieśnicy, którzy tego nie robią.
Niektóre europejskie kraje próbowały tego mechanizmu zakazać - w 2018 r. odpowiednie przepisy wprowadzono np. w Belgii. Okazało się jednak, że producenci gier omijali restrykcje.
W Polsce loot boksy nie zostały oficjalnie uznane za gry hazardowe, ponieważ otwierając "skrzynkę" zawsze coś się wygrywa (choć wartość wygranych przedmiotów może być bardzo różna).
- Rząd dostrzegł problem i podobieństwo do gier hazardowych, widzi w "loot boksach" element losowości, a także ostrzega przed konsekwencjami. Ostatecznie jednak nie podjęto w tej kwestii żadnych rozwiązań legislacyjnych - komentuje dr Grusza-Głębicka. - Choć formalnie "loot boksy" hazardem nie są, mogą prowadzić do rozwoju uzależnienia. Dlatego brak stosownych regulacji może budzić zdziwienie - podkreśla.
Ministerstwo chce edukować
W polskim ustawodawstwie brakuje jeszcze jednego: definicji dobra wirtualnego. Przedmioty, które można wygrać, otwierając loot boksa, nie są przecież czymś, co można wziąć do ręki czy postawić na półce. A jednak gracze handlują nimi za prawdziwe pieniądze. Dlatego zdaniem ekspertki potrzebne są regulacje.
- Dzięki temu można by było określić warunki i zasady, na jakich taki handel ma się odbywać - mówi dr Grusza-Głębicka.
Jak podkreśla, niektóre podmioty chcą działać legalnie, ale nie wiedzą, jak to najlepiej zorganizować. - Na dzień dzisiejszy skiny (skórki) w grach komputerowych interpretowałabym jako walutę wirtualną, a żeby handlować walutami wirtualnymi trzeba uzyskać wpis do specjalnego rejestru, to działalność regulowana. To dość odważna teza, ale z powodu braku regulacji, jedyna jaka przychodzi mi do głowy - przyznaje prawniczka.
Jak dodaje, cała branża mówi o tym, że zmiany są potrzebne. Na rynku działa wiele nielegalnych podmiotów, które psują rynek. Przepisów brakuje, ale może się to zmienić. Pod koniec października ministerstwo finansów ogłosiło powołanie Departamentu Regulacji Rynku Gier i Podatku od Gier. Jednym z zadań, które stoją przed nową ministerialną komórką jest walka z szarą strefą i nielegalnym hazardem.
- Organizatorów takich nielegalnych gier hazardowych ciężko ścigać, ale z pewnością można karać influencerów za reklamowanie hazardu wbrew przepisom ustawy o grach hazardowych i Kodeksu karnego skarbowego - podsuwa dr Grusza-Głąbicka.
Jaka jest alternatywa do zmiany przepisów? Ministerstwo odsyła nas do przeprowadzonej przez Krajową Administrację Skarbową akcji "Hazard. Nie daj się wciągnąć".
"Naszym celem jest też uświadomienie rodziców, że jeśli dzieci grają hazardowo, to w dużej mierze wynika to z braku świadomości zagrożeń u dorosłych. Dzieci uczą się różnych zachowań właśnie od nich. Jeśli rodzic sam wie, czym jest hazard, to dziecko również będzie o tym wiedzieć" - czytamy na stronie akcji.
Pytanie, czy sama edukacja wystarczy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock