Na branżę budowlaną negatywnie wpływają obecnie wzrost kosztów oraz dekoniunktura gospodarcza i chociaż firmy pracują na wysokim poziomie wykorzystania mocy produkcyjnych, to problemem jest niedostatek nowych zleceń oraz obawy o rentowność w kolejnych latach - ocenili uczestnicy debaty zorganizowanej przez Polski Związek Pracodawców Budownictwa.
- Na branżę budowlaną wpływają obecnie negatywnie dwa zjawiska – w tym nadzwyczajny wzrost cen w latach 2021-22, który będzie się ciągnął za firmami przez długie miesiące. Te rekordowe koszty nie przestały być problemem, to będzie potężne wyzwanie dla firm przez kolejne kwartały. Drugie zjawisko to dekoniunktura gospodarcza, która powoduje spadek przychodów firm budowlanych. Jeśli przychody spadają, mamy rekordowe koszty, to rentowność firm znajduje się pod bardzo dużą presją - powiedział Damian Kaźmierczak, członek zarządu i główny ekonomista PZPB podczas konferencji i debaty "Szanse i zagrożenia dla polskiego budownictwa - czy grozi nam zapaść w branży budowlanej i widmo upadłości firm?".
Problemem niedostatek nowych zleceń
W jego ocenie po szczycie w 2022 r. ceny materiałów budowalnych przestały dynamicznie rosnąć, ale można mówić raczej o stabilizacji niż spadku. - Ceny materiałów budowlanych nie spadają, a raczej się stabilizują, urealniają. Stal jest na przykład 20-30 procent tańsza niż przed wybuchem wojny w Ukrainie, ale jest 40-60 procent droższa niż przed wybuchem pandemii, a inwestycje budowlane mają charakter długoterminowy - dodał.
Kaźmierczak ocenił, że dekoniunktura w budownictwie jest faktem. - Nie możemy powiedzieć, że jesteśmy w bardzo głębokim dołku – spowolnienie jest wyraźne, ale zauważmy, że firmy pracują na pełnych obrotach. Z jednej strony mówimy o dekoniunkturze w budownictwie, a z drugiej firmy pracują na pełnych obrotach. To się zgadza, ale pracują przy finiszowaniu z kontraktami, które pozyskały w latach 2019-21. Te prace idą bez przeszkód (...), są realizowane. Natomiast dużym problemem jest niedostatek nowych zleceń - powiedział.
Jego zdaniem to powoduje, że firmy obawiają się o ciągłość, zachowanie odpowiedniego poziomu przychodów w kolejnych kwartałach.
- W podziale na wielkość firm – widzimy, że średnie, duże firmy pracują na pełnych obrotach, a spadek wykorzystania mocy (widać) w firmach mniejszych. To właśnie mikro i małe firmy znajdują się w najtrudniejszej sytuacji. (...) To powoduje, że mamy rekordową liczbę niewypłacalności w budownictwie w pierwszym półroczu - powiedział Kaźmierczak.
- W latach 2021-22 historycznie rentowność netto dla branży budowlanej była najwyższa - ok. 8 proc. w 2021 r., a w 2022 r. ok. 7 proc. Jako branża weszliśmy więc w trudny okres spadku inwestycji w dobrej sytuacji finansowej. (...) Konkurencja cenowa, która ma miejsce wśród firm wykonawczych (...) ona da złe owoce w perspektywie 2-4 lat, bo wtedy gorsza rentowność może dać o sobie znać - dodał.
Niepokojące sygnały w branży
Jak wskazał podczas debaty Dariusz Blocher, przewodniczący Kongresu Budownictwa Polskiego, prezes grupy Unibep, jest wiele niepokojących sygnałów w branży - m.in. brak nowych portfeli zamówień i niekontrolowany wzrost kosztów, który dotyczy przede wszystkim dużych firm.
- Duże firmy mają kontrakty kilkuletnie, a firmy małe jednak tę perspektywę mają 6-12 miesięczną i wpływ zmiany cen jest ograniczony. Jednak jako branża myślę, że stoimy u progu recesji. Jeśli popatrzymy na siedmiomiesięczne dane GUS produkcji budowlano-montażowej, to jest to wzrost 0,5 proc., a za sześć miesięcy było 3,5 proc., więc widać wyraźnie spadek i moim zdaniem zakończymy rok spadkiem między 3-5 proc. - powiedział Blocher. Uczestnicy debaty wskazali, że jedną z istotnych kwestii jest waloryzacja kontraktów.
Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, ocenił ponadto, że konieczna jest zmiana ustawy o zamówieniach publicznych.
- Jesteśmy na etapie przeglądu ustawy o zamówieniach publicznych - jest ona prowadzona w Ministerstwie Rozwoju i Przedsiębiorczości, ale jest również decyzja w Radzie Dialogu Społecznego, by podjąć temat przeglądu ustawy. (...) Ostatnia zmiana ustawy była implementacją prawa unijnego, ale ono jest bardzo szerokie i daje przestrzeń, by zabezpieczyć polskich wykonawców. Na dziś możemy powiedzieć, że ta ustawa nie wytrzymała próby czasu z sytuacją kryzysową. (...) W ustawie powinien zostać dopisany rozdział dotyczący kryzysu. (...). Uwzględniłby sposób waloryzacji w sytuacji inflacyjnej, zagrożeń wynikających z braku rąk do pracy na rynku - powiedział Kowalski.
Trudnością są koszty i waloryzacja kontraktów
Jak zwrócił uwagę Kaźmierczak, w segmencie budownictwa drogowego panuje ostra konkurencja, a cały czas problemem są koszty i waloryzacja kontraktów.
- Dużym problemem w segmencie kolejowym są również koszty dla kontraktów w toku, ale martwi luka inwestycyjna, która trwa od roku-dwóch, co jest spowodowane nadmiernym uzależnieniem inwestycji kolejowych od środków unijnych – znajdujemy się na przejściu między kolejnymi budżetami unijnymi (...). Przetargi są organizowane przez zamawiającego, ale nie mogą być rozstrzygnięte z powodu braku środków. Tutaj bardzo przydałyby się środki z KPO (Krajowego Planu Odbudowy - red.) - powiedział członek zarządu PZPB.
Dodał, że w segmencie samorządowym problemem jest strona kosztowa, a mechanizmy waloryzacyjne są nieefektywne. Ponadto - jak wskazał - cechą polskiego rynku budowlanego jest nadmierna otwartość na napływ firm z zagranicy.
- Ochrona rynku jest rzeczą naturalną i po to, byśmy mogli rozwijać potencjał musimy być pewni, że nie będziemy mieli "strzałów" z boku - inwestujemy, zatrudniamy, szkolimy ludzi, a przychodzi jakaś firma, która zabiera nam projekt i co najwyżej proponuje podwykonawstwo, czy realizację projektu po zaniżonej cenie - ocenił Józef Zubelewicz, przewodniczący Rady Koordynacyjnej Organizacji Budowlanych, członek rady PZPB.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock