Polityka wdarła się do świata szefa Facebooka, Marka Zuckerberga. W jego najnowszej internetowej sesji pytań i odpowiedzi najwięcej ludzi chciało, aby zająć się kwestią agresji Rosjan na ukraińskich użytkowników portalu. Temat poruszyło nawet biuro prezydenta Petro Poroszenki.
Ukraińskim internautom chodzi o cenzurę, której miałoby się dopuszczać "rosyjskie biuro" Facebooka. Narzekają, że Rosjanie masowo raportują ich wpisy o treści proukraińśkiej lub antyrosyjskiej jako łamiące regulamin portalu. W efekcie wiele z nich ma znikać, bowiem nadzorujące działające Facebooka na Rosji i w Ukrainie biuro ma mieścić się w Moskwie i ma nie być obiektywne. Ukraińcy piszą wręcz o cenzurze.
W sprawę zaangażowało się nawet biuro prezydenta Petra Poroszenki, które za pośrednictwem Facebooka zadało pytanie Zuckerbergowi, czy jego firma otworzy biuro w Kijowie zajmujące się nadzorowaniem ukraińskiej części portalu.
Ukraińcy niezadowoleni
Amerykanin nie odpowiedział po myśli Ukraińców. Jak oznajmił, rosyjskie biuro Facebooka nie istnieje, a moderowaniem treści zajmuje się firma z Dublina, która zatrudnia osoby mówiące różnymi językami. Zapewniał, że nie ma czegoś takiego jak cenzura czy nastawienie prorosyjskie wśród pracowników Facebooka. Na pytanie o otwarcie biura w Kijowie odpowiedział wymijająco: - Możemy to rozważyć w przyszłości. Amerykanin dodał, że te wpisy Ukraińców, które zostały usunięte z Facebooka, naruszały jego regulamin. Konkretnie przepis mówiący o zakazie "mowy nienawiści". Zuckerberg zapewnił, że osobiście przyjrzał się wszystkim przypadkom podnoszonym przez Ukraińców i jest przekonany, że jego pracownicy postąpili słusznie.
Szef Facebook przyznał, że miał miejsce jeden błąd, kiedy autor wpisu został poinformowany o jego usunięciu z powodu zawierania nagości, podczas gdy chodziło o "mowę nienawiści". Zapewnił, że był to błąd oprogramowania i że wystosowano przeprosiny.
Autor: mk\mtom / Źródło: Facebook, globalvoicesonline.org
Źródło zdjęcia głównego: facebook