- Będzie to państwo, w którym nie ma miejsca na innowierców - tak dr Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych charakteryzuje pokrótce zamiary irackich dżihadystów, którzy przejęli kontrolę nad Faludżą i częścią Ramadi w prowincji Anbar. Dlaczego ponad dziesięć lat po amerykańskiej inwazji Irak znów pogrąża się w chaosie?
W ostatnich miesiącach stanowiące odgałęzienie Al-Kaidy ugrupowanie Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL) umocniło swe pozycje w Anbarze. Celem dżihadystów jest utworzenie własnego sunnickiego islamistycznego państwa, sięgającego terytorium Syrii. Realizując te zamierzenie radykałowie zajęli część Ramadi i Faludżę, co jest wydarzeniem, jakie nie ma od lat precedensu.
O przyczynach takiego obrotu spraw mówiła w TVN24 Biznes i Świat dr Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Jak tłumaczyły, główną przyczyną obecnego stanu rzeczy jest niemożność dojścia do porozumienia przez sunnitów z prowincji Anbar z władzami centralnymi w Bagdadzie, które są głównie szyickie. Przez ponad rok w Ramadi trwał protest przeciwko polityce Bagdadu i premiera Nuriego al-Malikiego, bo sunnici mają poczucie, że szyici próbują ich zmarginalizować. Bezpośrednim powodem protestów było aresztowanie pod zarzutem terroryzmu ochroniarzy ówczesnego ministra finansów, wpływowego polityka sunnickiego, Rafaha al-Issawiego. Protest, który początkowo nie miał wiele wspólnego z radykalizmem religijnym, był też wymierzony w próby centralizacji władzy w Iraku przez gabinet Malikiego, czemu sprzeciwia się 19 prowincji chcących większej autonomii dla siebie.
Konflikt w Anbarze został przez władzę rozwiązany w najgorszy z możliwych sposobów.
Próżnia władzy
Pod koniec grudnia władza centralna kazała siłom bezpieczeństwa zlikwidować protest w tej zamieszkałej w większości przez sunnitów prowincji. Podczas pacyfikacji zginęło co najmniej 10 osób, co doprowadziło do eskalacji napięcia. To z kolei spowodowało wycofanie się sił rządowych, które teraz próbują odzyskać kontrolę nad utraconymi obszarami. - ISIL wypełnia próżnię władzy, którą pozostawia władza centralna - uważa dr Sasnal.
Oprócz części Ramadi rząd utracił też całkowicie kontrolę nad Faludżą - miastem, o które ciężkie boje w 2003 i 2004 roku toczyli z rebeliantami irackimi Amerykanie. - Faludża to miejsce, w którym 2003 i 2004 roku działy się dantejskie sceny - wspomina Sasnal.
Co dalej?
Dr Sasnal ocenia, że obecny konflikt jest nierozwiązywalny dla premiera Malikiego w krótkim okresie, gdyż w Bagdadzie nie ma woli porozumienia z sunnickimi liderami. Ratunkiem nie musi wcale okazać się nawet amerykańska pomoc, mimo iż Biały Dom oraz Pentagon poinformowały, że USA przyspieszą sprzedaż i dostawy sprzętu wojskowego do Iraku, w tym pocisków rakietowych i bezzałogowych samolotów rozpoznawczych.
Oferując pomoc Amerykanie stwierdzili jednocześnie stanowczo, że nie wyślą swych wojsk do Iraku.
- Amerykanie nie chcą wspierać w 100 proc. Malikiego, ale chcą mu pomóc w odzyskaniu kontroli na tymi obszarami, które zajęły organizacje terrorystyczne - komentujea Sasnal, zaznaczając, że Waszyngton wie jednocześnie, iż rząd centralny nie prowadzi takiej polityki jak powinien, by zakończyć konflikt i marginalizuje społeczność sunnicką.
Geopolityczna układanka
Bagdadowi pomoc zaoferował także szyicki reżim z sąsiedniego Iranu, którego "doradcy wojskowy" już prowadzą destabilizującą cały region - nie tylko Irak, ale i Liban - wojnę w Syrii z również sunnickimi wrogami reżimu wspieranego przez Teheran Baszara el-Asada.
Może się więc okazać, że dwa pozostające w konflikcie państwa - USA i Iran - będą pomagać temu samemu irackiemu rządowi, jednocześnie rywalizując o wpływy w Bagdadzie, które większe ma już w tej chwili Teheran.
Dyplomatyczne szachy i geopolityczne przepychanki nie przyspieszają na razie końca rozlewu krwi w prowincji Anbar. Tylko w ciągu ostatnich kilku dni w walkach zginęło tam ponad 200 osób, co jest kiepską prognozą na dopiero co rozpoczęty rok 2014.
Jeśli konflikt w Anbarze rozwinie się, obecny rok może okazać się jeszcze bardziej tragiczny od poprzedniego, który - jak podała organizacja zajmująca się liczeniem cywilnych ofiar konfliktu, Iraq Body Count (IBC) - okazał się najkrwawszym od pięciu lat w Iraku. Zdaniem IBC w aktach przemocy nad Tygrysem i Eufratem zginęło w 2013 r. 9475 cywilów.
Autor: mtom/kwoj / Źródło: TVN24 BiS, PAP, tvn24.pl