"Byłem pierwszy przy bramie wyjściowej"

Auschwitz 70 lat później
Auschwitz 70 lat później
tvn24
Henryk Duszyk przeżyłtvn24

Wyzwolenie było dla nas nadzieją na życie – podkreśla Henryk Duszyk, który do Auschwitz II-Birkenau trafił w sierpniu 1944 r. z Warszawy. Miał 8 lat. W styczniu 1945 r. był zbyt słaby, by iść o własnych siłach w ewakuacyjnym Marszu Śmierci. Niemcy go zostawili.

- 18 stycznia nastąpił wymarsz więźniów z Birkenau. Likwidowano obóz. Niemcy zrobili selekcję. Wyłonili mnie i m.in. takiego małego chłopca o nazwisku Królik. W sumie było nas osiemnastu słabych, małych. W szeregu poszliśmy do lagru cygańskiego i tam doczekaliśmy nadejścia frontu – wspominał Duszyk.

Byłem pierwszy przy bramie wyjściowej. Jeden z nich pyta mnie: "szto ty?". Odpowiedziałem, że jestem więźniem. Popatrzył na mnie, wyjął dwie konserwy i podał. Ten drugi dał mi kilka kostek cukru. Trzymałem wtedy za rękę małego chłopczyka. Miał może z 6 lat. Matka się z nim rozłączyła i został z nami. Dałem mu cukier. Konserwy zjedliśmy wszyscy Henryk Duszyk

27 stycznia panował duży mróz. Dzieci nie mogły zasnąć w obawie przed zamarznięciem. - Cały czas staraliśmy się chodzić. Nie mieliśmy przecież odpowiednich ubrań – wspomina Duszyk. Drzwi baraku się rozchyliły. Stanęło w nich dwóch ludzi ubranych na biało, z karabinami. To byli sowieccy zwiadowcy. - Byłem pierwszy przy bramie wyjściowej. Jeden z nich pyta mnie: "szto ty?". Odpowiedziałem, że jestem więźniem. Popatrzył na mnie, wyjął dwie konserwy i podał. Ten drugi dał mi kilka kostek cukru. Trzymałem wtedy za rękę małego chłopczyka. Miał może z 6 lat. Matka się z nim rozłączyła i został z nami. Dałem mu cukier. Konserwy zjedliśmy wszyscy – wspominał moment wyzwolenia.

W poszukiwaniu jedzenia

Na drugi dzień do dzieci dotarła wieść, że obozowe druty są poprzecinane i nie płynie nimi prąd. - Zaczęliśmy szukać jedzenia, ale znaleźć cokolwiek graniczyło z cudem. Jednocześnie przechodził gdzieś w pobliżu front. Strasznie strzelali, katiusze waliły. Nie wiedzieliśmy co robić – powiedział. Gdy front przeszedł Sowieci przyprowadzili dwie kuchnie polowe. Nagotowali krupniku na końskich kościach. - Te kości były tak wspaniałe, że każdy z nas złapał przynajmniej po jednej i obgryzł dokładnie. Mięso! Nie było ziemniaków. Wody też nie. Kucharze zbierali śnieg do tych kuchni. Każdy z nas dostał ciepłą zupę. Po kilku dniach na lagrze cygańskim to było coś wspaniałego – relacjonował były więzień.

Następnego dnia pod barak przyjechali miejscowi ludzie. Ci, którzy mogli iść, poszli do Oświęcimia. Słabszych zabrali wozami konnymi do szpitala. Ludzie dostarczali do nich prowiant. - Wykryto u mnie gruźlicę. Byłem w szpitalu do drugiej połowy marca. Po wyjściu powiedziano mi, że mogę jechać do Krakowa. Tam zaopiekowały się mną zakonnice – powiedział. Po trzech dniach Duszyk dowiedział się, że wcześnie rano wyjeżdża pociąg towarowy do Warszawy. - Ja się obudziłem, ale inni zaspali. Gdy przyszedłem na dworzec było już za późno. Bałem się wrócić do sióstr. Stałem na wiadukcie w Krakowie i wtedy podszedł do mnie mężczyzna pytając co tam robię. Odpowiedziałem, że jestem z obozu w Oświęcimiu i chcę się dostać do Warszawy. Obiecał pomóc. Zostawił mnie u kolegi w dyżurce przy torach. Wieczorem przyniósł jedzenie. Następnego dnia mnie obudził. Zdążyłem. Do Warszawy jechałem dobę – relacjonował.

W Warszawie zastał ruiny

Zaczęliśmy szukać jedzenia, ale znaleźć cokolwiek graniczyło z cudem. Jednocześnie przechodził gdzieś w pobliżu front. Strasznie strzelali, katiusze waliły. Nie wiedzieliśmy co robić Henryk Duszyk

Henryk Duszyk dotarł na ulicę Przemyską, gdzie stał jego dom. Pozostały ruiny. - Były tyko trzy framugi mojego okna. Nie wiedziałem co mam robić. Moja rodzina zginęła; ojciec w Auschwitz jeszcze w październiku 1944 r. Macochę z siostrą gdzieś przeniesiono, potem się dowiedziałem, że do Bergen-Belsen. Zostałem w Birkenau sam. Teraz zobaczyłem, że nawet mojego domu nie ma. Przy hotelu "Polonia" spotkałem żołnierza. Powiedziałem, że wracam z Oświęcimia. Zaprowadził mnie do pokoju, który ocalał wśród morza zgliszczy, a potem do kościoła – mówił. Świątynia była zniszczona. Dwaj księża wrzucali śnieg do kotła, by przygotować wodę do posiłków. Mały Henryk przed snem dostał chleb i gorącą kawę zbożową z miodem. - Była taka słodka – wspominał. Rankiem następnego dnia wykąpał się po raz pierwszy od ośmiu miesięcy. Zajęli się nim księża. Pomogli skończyć w 1948 r. szkołę podstawową. Później trafił do sierocińca. Po wybuchu powstania warszawskiego Niemcy poprzez obóz w Pruszkowie wywieźli do Auschwitz 13 tys. mieszkańców stolicy, w tym kobiety i dzieci. Najmłodszymi więźniami stały się kilkutygodniowe niemowlęta, przewiezione do obozu z matkami. Najstarsi mieli po 90 lat. Dwa najliczniejsze transporty – w sumie ok. 6 tys. osób – dotarły do obozu 12 i 13 sierpnia 1944 r.

[object Object]
Obóz koncentracyjny Auschwitz. Archiwalne zdjęciaArchiwum Reuters
wideo 2/20

Autor: mtom / Źródło: PAP

Raporty: