Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Arsen Awakow zaprzeczył wcześniejszym informacjom, jakoby naczelnik milicji w Mariupolu Walerij Androszczuk zginął powieszony przez separatystów.
9 maja grupa ok. 60 uzbrojonych separatystów zaatakowała siedzibę miejscowej milicji. Do miasta wkroczyły ukraińskie oddziały wojskowe, podczas walk zginęło co najmniej 20 separatystów, a kilkadziesiąt osób, w tym mieszkańcy miasta, zostało rannych.
Tego samego dnia Androszczuk został porwany przez separatystów. Jako pierwszy poinformował o tym na swoim profilu w portalu społecznościowym polityk i kandydat na prezydenta Ukrainy Ołeh Liaszko.
Jeden z milicjantów wyprowadził Walerija Androszczuka z płonącej siedziby wydziału MSW w Mariupolu i chciał wywieźć go swoim samochodem. Auto zatrzymał jeep, z którego wyskoczyli uzbrojeni napastnicy. Zranili nożem kierowcę, wyciągnęli naczelnika milicji z auta, wepchnęli go do swojego samochodu i odjechali.
11 maja portal "Ostrow" podał, ze Androszczuk został powieszony i dzień wcześniej odnaleziono jego ciało. Jak podawała "Ukraińska Prawda", cytując prorosyjski portal "Noworosja", mężczyzna został skazany na karę śmierci przez "sąd ludowy".
Tym informacjom dzień później zaprzeczył na Facebooku szef ukraińskiego MSW Arsen Awakow. "Walerij Androszczuk jest wolny. Niech Bóg da mu zdrowie! Dziękuję wszystkim, którzy pomogli" - napisał minister.