Nikt nie był przygotowany na taką ekspozycję przemocy - mówił w rozmowie z TVN24 przebywający na Sri Lance mnich buddyjski Dawid. W niedzielę wielkanocną doszło na wyspie do serii zamachów, w których zginęło co najmniej 290 osób. W poniedziałek polski mnich był w jednym z kościołów, w których doszło do zamachu. - Wygląda to bardzo dramatycznie - przekazał.
W wielkanocną niedzielę na Sri Lance doszło do serii ośmiu eksplozji. Zaatakowano kościoły i hotele. Według najnowszego bilansu, o którym poinformowała policja, w wyniku wybuchów zginęło 290 osób, a rannych jest około 500.
Władze Sri Lanki zniosły w poniedziałek rano godzinę policyjną, która obowiązywała w całym kraju od godziny 18 w niedzielę miejscowego czasu.
"Nikt nie był przygotowany na taką ekspozycję przemocy"
W poniedziałek rano w TVN24 o sytuacji na Sri Lance mówił przebywający tam polski mnich buddyjski Dawid.
- Na ulicach jest trochę wojska, ale nie ma kontroli. Wojsko jest wystawione po to, żeby zapewnić spokój. Boją się tutaj rozruchów przeciwko muzułmanom czy mniejszościom religijnym. Z tego co słyszałem, wczoraj istniało ich prawdopodobieństwo, więc została wprowadzona godzina policyjna i prawdopodobnie też dlatego zostały zablokowane media społecznościowe, żeby ludzie nie mogli się umawiać i organizować - relacjonował.
Dawid podkreślił, że na Sri Lance "nikt tego ataku się nie spodziewał".
- Ostatnio wszystko było spokojnie, żadnych problemów etnicznych czy religijnych. Wszyscy żyli ze sobą w doskonałej symbiozie - mówił.
Wskazywał, że wydarzenia z niedzieli "wybiły mocno wszystkich z rytmu". - Nikt nie był przygotowany na taką ekspozycję przemocy - dodał mnich.
"Na ścianach są resztki ciał, jeszcze nie wszystko zostało uprzątnięte"
Powiedział, że w poniedziałek rano był w kościele w Negombo, w którym doszło do eksplozji, aby złożyć hołd ofiarom.
- Na ścianach są resztki ciał, jeszcze nie wszystko zostało uprzątnięte, zapach straszny, bo wszystko się szybko rozkłada, jest tutaj ponad 30 stopni. Wygląda to bardzo dramatycznie - relacjonował.
- Nie wyobrażałem sobie, że z ładunku przenoszonego w jakimś plecaku można taki efekt wywołać. W tym kościele w Negombo zginęły podobno 104 osoby i ponad 100 było rannych. Ten kościół jest dosyć malutki, więc musiał być mocno obłożony wiernymi podczas ceremonii. Był pełny, wypchany i dlatego było tak dużo ofiar - dodał mnich Dawid.
Autor: ads//plw / Źródło: tvn24