Po wielu godzinach utrudnień wywołanych protestami transport publiczny na lotnisko międzynarodowe w Hongkongu wraca do normy. W niedzielę demonstranci doprowadzili do częściowego wstrzymania ruchu na lotniskowej linii metra i zablokowali niektóre połączenia autobusowe.
Samoloty w większości wciąż lądowały i startowały - niektóre z opóźnieniem - ale część podróżnych musiała pokonać ostatni odcinek drogi na lotnisko piechotą.
Chaotyczne sceny rozegrały się na stacji metra Tung Chung w pobliżu lotniska, gdzie demonstranci rozbili lampy i kamery monitoringu. Później na stację wkroczyła policja i zatrzymała kilka osób.
Brak rannych w niedzielę
Wieczorem, gdy większość protestujących się rozeszła, wznowiono część zawieszonych wcześniej połączeń na linii lotniskowej i zaczęły z powrotem kursować niektóre autobusy. Stacja Tung Chung i cała linia o tej samej nazwie pozostają jednak zamknięte - podała publiczna stacja RTHK, cytując komunikat operatora miejskiej sieci metra.
Służby medyczne poinformowały o godzinie 21 czasu miejscowego (godz. 15 w Polsce), że w wyniku niedzielnych protestów nikt nie został ranny.
Inaczej było poprzedniego dnia, gdy pokojowy początkowo marsz szybko przerodził się w brutalne starcia z policją w wielu dzielnicach miasta. Ucierpiało co najmniej 41 osób, a w niedzielę po południu pięć z nich wciąż było w stanie ciężkim, a stan 11 innych określono jako stabilny.
Starcia trwały w niektórych miejscach do wczesnych godzin rannych. Niektórzy protestujący rzucali koktajle Mołotowa i fragmenty kostek chodnikowych oraz podpalali zbudowane przez siebie barykady. Policjanci użyli gazu łzawiącego, armatek wodnych i gumowych pałek.
Kontrowersje wśród komentatorów wzbudziła interwencja znanego z brutalności specjalnego oddziału taktycznego na stacji Prince Edward, gdzie według operatora metra demonstranci dopuszczali się aktów wandalizmu. Na nagraniach opublikowanych w mediach społecznościowych widać, jak policjanci wdzierają się do wagonu i biją pałkami siedzące w nim nieuzbrojone osoby oraz traktują je gazem pieprzowym.
Fala aresztowań działaczy
Po raz drugi od początku protestów policjanci oddali również skierowane w niebo strzały ostrzegawcze ostrą amunicją. Doszło do tego w sobotę wieczorem w okolicy Parku Wiktorii, gdy demonstranci odkryli, że są wśród nich przebrani policjanci, a obie grupy wdały się w bójkę.
Napięcia przed sobotnimi protestami nasiliły się w związku z falą aresztowań działaczy demokratycznych. Policja zatrzymała w piątek trzech opozycyjnych parlamentarzystów oraz szereg wpływowych aktywistów, w tym jednego z liderów rewolucji parasolek z 2014 roku Joshuę Wonga. Zwolniono go za kaucją, ale będzie musiał odpowiedzieć na zarzuty w związku z demonstracjami.
Jest to już 13. z rzędu weekend masowych, prodemokratycznych protestów, które pogrążyły Hongkong w największym kryzysie politycznym od przekazania go Chinom w 1997 roku. Demonstranci domagają się między innymi wycofania projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych, oraz pełnej demokracji w wyborze administracji i parlamentu regionu.
Szefowa hongkońskich władz Carrie Lam utrzymuje, że projekt "jest martwy", ale odmówiła wycofania go z Rady Legislacyjnej i nie odpowiada na pytanie, czy potrzebowałaby na to zgody rządu centralnego. Pekin deklaruje poparcie dla Lam, potępia protesty i oskarża "obce siły", w tym USA i Wielką Brytanię, o sianie fermentu w Hongkongu.
Autor: kz//now / Źródło: PAP