Poczciwe ikarusy, pomnik na Białołęce, Franciszek Liszt tuż obok Fryderyka Chopina i langosze przy hali Banacha. Okazuje się, że w Warszawie jest całkiem sporo Budapesztu, czy raczej Węgier.
- Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy nam się uda, że będziemy mieli w Warszawie Budapeszt - oznajmił chwilę po ogłoszeniu sondaży wyborczych Jarosław Kaczyński. Zdanie błyskawicznie zrobiło furorę w sieci.
Prezes PiS nawiązał do niedawnego triumfu Fideszu Wiktora Orbana, któremu udało się odzyskać władzę na Węgrzech po 8 latach rządów postkomunistów. Internauci odebrali jednak Jarosława Kaczyńskiego bardziej dosłownie i kierując się najprostszymi skojarzeniami, już przymierzają się do zapuszczania wąsów i diety gulaszowo-parykowej.
Antagoniści prezesa PiS prześciagają się w złośliwych komentarzach, a sympatycy zwracają uwagę, że nawet jeśli sprawę potraktować dosłownie, to Budapeszt w Warszawie nie musiałby być taki zły. Skorzystaliby na tym np. pasażerowie metra, bo Węgrzy zdążyli się już dorobić czterech linii.
"Te miasta są do siebie podobne"
Nam na razie musi wystarczyć jedna. Ale, jak przekonują sami Węgrzy, Budapesztu w Warszawie i tak jest już całkiem sporo: – Te miasta są do siebie pod pewnymi względami podobne – wyjaśnia Gaspar Keresztes z Węgierskiego Instytu Kultury. - Budapeszt, tak jak Warszawa, jest przedzielony rzeką. Podobnie, jak w stolicy Polski część miasta jest potrzegana jako ta bardziej prestiżowa i elegancka. Druga jako ta niebezpieczna i gorsza – tłumaczy. Chętnie także wciela się w rolę przewodnika po węgierskiej Warszawie.
Śladami Węgier po Warszawie
Z Keresztesem rozmawiamy na chwilę przed koncertem muzyki Franciszka Liszta, który organizowany jest przez jego Instytut w ramach "Węgierskich wtorków". - Właśnie z tym kompozytorem związane jest najmłodsze węgierskie miejsce w Warszawie - zwraca uwagę. Popiersie Liszta odsłonięto w sierpniu w Łazienkach.
Podobnych miejsc jest zresztą więcej: - Niedaleko Pałacu Staszica jest tablica z płaczącym gołąbkiem pokoju, którego po wydarzeniach na Węgrzech w 56 roku namalował Franciszek Starowieyski. Z kolei na Starym Mieście wisi tablica poświęcona Jozefowi Antallowi. To węgierski polityk, który organizował pomoc dla polskich uchodźców przybyłych do Wegier po klęsce wrześniowej – wylicza Keresztes.
W Warszawie nie brakuje też kilku węgierskich ulic, oprócz oczywiście samej ulicy Węgierskiej na Ochocie.
Węgry na ulicach...
Ale Warszawę i Budapeszt łączą nie tylko pomniki, ulice, ambasada czy Wegierski Instytut Kultury.
Tysiące mieszkańców stolicy jeszcze nie tak dawno codziennie korzystało z dzieła węgierskich inżynierów, czyli ikarusów. Te pojazdy przez kilka dekad niepodzielnie królowały na stołecznych ulicach, pętlach i w zajezdniach. Pierwszy przegubowy ikarus pojawił się w Warszawie w 1978 roku. Trzy lata później zaczęła kursować pierwsza "solówka", czyli model trzydrzwiowy. CZYTAJ WIĘCEJ
- Inżynierowie mieli zbudować duży autobus, który będzie mógł wozić dużo ludzi i będzie się mieścił w małych uliczkach. Nie mieli przy tym dużo środków. Projekt narodził się w jedną noc, można powiedzieć, że z biedy. Nie przypuszczali chyba, że ich pojazdy będą jeździć nie tylko w kilku europejskich krajach, ale nawet w Ameryce Południowej – opowiada Keresztes.
... i w kuchni
Na temat internetowej twórczości wypowiada się niechętnie. – Może to i kogoś śmieszy, ale Węgry to dużo więcej niż wąsy, papryka i gulasz – zwraca uwagę. I trudno się z nim nie zgodzić. Na pewno jeżeli chodzi o kuchnię. – Jest w Warszawie kilka miejsc, gdzie można spróbować węgierskich specjalności, od kuchni bardzo prostej do tej wyszukanej. Jest oczywiści klasyka Boprince przy ul. Zgoda, można też dobrze zjeść u nas w Instytucie przy ul. Moniuszki albo spróbować langoszy (pieczone na oleju placki, popularna węgierska przekąska – red.) przy hali Banacha.
Bogactwo węgierskiej kuchni będą mogli poznać także uczestnicy "Wegierskich Wtorków" w urzędzie dzielnicy Bemowo. – Chcieliśmy pokazać mieszkańcom prawdziwą węgierską kulturę. Było już spotkanie poświęcone pisarstwu, muzyce. Jeszcze w październiku o kuchni opowiadać będzie Robert Makłowicz – zapowiada Piotr Siła, organizator spotkań. Rozmowę zamyka formułką, której nie mogliśmy w końcu nie usłyszeć: - Polak, Węgier, dwa bratanki. I tego się trzymajmy – ucina.
Paweł Radziszewski