Od XIX-wiecznych kamienic, przez budownictwo z czasów PRL-u, po współczesne dokonania deweloperów - szlakiem "pekinów" Warszawy oprowadził nas jeden ze znawców historii stolicy. Na tej liście prym wiedzie Pałac Kultury i Nauki, ale znajdują się na niej głównie budynki mieszkalne, przeludnione, o niskim standardzie.
Pierwsze skojarzenie, które przychodzi na myśl, gdy słyszymy słowo "pekin", to oczywiście Pałac Kultury i Nauki.
Nazwa znakiem niechęci
- Kiedy zaczęto budować Pałac Kultury, ludziom natychmiast skojarzył się z wielkimi kamienicami, zwanych pekinami, bo budynek odpowiednio duży i pewnego rodzaju niechęć do tego rodzaju budownictwa ujawniła się w nadaniu mu tej nazwy. Pomógł skrót: PKiN - twierdzi Jarosław Kaczorowski, znawca Warszawy i przewodnik znany jako Spacerolog Praski.
Nazwa ta odnosi się jednak przede wszystkim do dużych budynków mieszkalnych.
Ze stolicy Chin
- Słowo to pojawiło się prawdopodobnie w okresie międzywojennym, a może nawet jeszcze wcześniej. Związane jest oczywiście z przysłowiowym dziś niemalże rodzajem budownictwa, stosowanym m.in. w stolicy Chin, gdzie na małym obszarze musiało zamieszkiwać wiele osób, w bardzo małych mieszkankach. Wieści o tego rodzaju budownictwie dochodziły do nas prawdopodobnie w związku z dalekowschodnią aktywnością Rosji, w której brali udział także Polacy, w czasach, gdy Warszawa znajdowała się pod carskim zaborem. Docierały więc do nas relacje z Azji i być może już wtedy ukształtowała się ta nazwa - wyjaśnia znawca Warszawy.
- Na przełomie wieków taki był w Warszawie standard w większości mieszkań wyrobników, robotników. Po prostu tak się mieszkało: po kilka osób w jednej izbie. Mieściła się tam łazienka, a właściwie kącik sanitarny, często jedynie z miednicą do mycia i wiadrem na brudną wodę, czasem nawet nie było parawanu, ale był obowiązkowo pion kuchenny - dodaje.
Gorsze mieszkania obok lepszych, pokoje jak w hotelu
Jedną z najsłynniejszych tego typu kamienic jest Złota 83 z przełomu XIX i XX wieku.
- Miała ok. 200 mieszkań, w kilku klatkach schodowych, ale trzeba pamiętać, wówczas w jednym budynku były mieszkania o wysokim standardzie i o niskim. Ten przy Złotej 83 jest ewidentnym przykładem takiego budynku, ponieważ do mieszkań o wysokim standardzie prowadzą inne klatki schodowe niż do mieszkań gorszych - mówi ekspert.
Jego zdaniem można określić mianem "pekinu" także budynek przy Marszałkowskiej 1, który zwany jest "żelazkiem" ze względu na charakterystyczną, trójkątna budowę.
- Ze względu na to, że był projektowany jako hotel. Mieszkania są głównie malutkie, za to jest ich bardzo dużo. W budynku pełno było nowinek technicznych - wyjaśnia Spacerolog Praski. - Możemy też wymienić budynek przy Targowej 14, mający aż cztery podwórka i to chyba jedyny pozostały w Warszawie tego typu dom - dodaje.
I zaznacza, że wielopodwórzowe molochy o dużym zagęszczeniu ciemnych mieszkań były standardem.
Budowano też domy z samymi tanimi, małymi mieszkaniami o niskim standardzie pod wynajem, jak np. powstałe tuż przed I wojną światową kamienice otaczające dawny bazar Pachulskiego między Stalową a Strzelecką.
Rekordzista na Grochowie
Również w okresie międzywojnia powstawały budynki typu "pekin". Tak było chociażby przy al. 3 Maja 2. W 11 klatkach schodowych mieści się ogromna liczba mieszkań.
- Można by sądzić, że wraz z nadejściem najświatlejszego i najlepszego na świecie ustroju, czyli realnego socjalizmu takie rzeczy się skończą - ironizuje ekspert. - Ale oczywiście nie skończyły się. Magia liczb wyjaśnia nam, co to był za ustrój. Wystarczy powiedzieć, że w budynku naprzeciw Dworca Wschodniego, w słynnej "desce" albo "jamniku", jest ponad 400 mieszkań i 1200 mieszkańców - tłumaczy.
- Rekordem jest jednak budynek bardzo postępowego i lewicowego architekta - Oskara Hansena, który projektował z małżonką, na Przyczółku Grochowskim. Ma on łącznie półtora kilometra, ale nie w linii prostej. Do tego podzielony jest na kilka adresów. Zjeżdżają się tam różni architekci, zachwycający się tym budynkiem, z Ameryki Południowej, czy Japonii. Natomiast gdyby kazać im tam mieszkać, pewnie mieliby zupełnie inne zdanie – przekonuje nasz rozmówca.
Drewniane i współczesne
Były też "pekiny" dla biedoty. Takie osiedle baraków znajdowało się na Annopolu. Powstało w okresie międzywojennym za dzisiejszą Trasą Toruńska.
- Było to oczywiście ogromne siedlisko biedy i wszelkiego rodzaju społecznych wynaturzeń, zresztą nie jedyne. Podobną rolę pełnił budynek dawnej fabryki Polus przy ul. Lubelskiej 30/32, kilka domów przy obecnej Kobielskiej, a także baraki, które stały na Żoliborzu, na północny zachód od obecnego Dworca Gdańskiego - wylicza znawca Warszawy.
Drewniane "pekiny" powstawały najczęściej na prawym brzegu Wisły. Takie przykładem jest opuszczony budynek przy ul Dziewanny. Zabity deskami wygląda jak komórka, ale służył do mieszkania.
- Z kolei przy ul. Stalowej i Środkowej była tzw. "drewniana kamienica" Tonnów. Miała dwa piętra i facjatę oraz 27 osi okiennych od strony ul. Stalowej. Rozebrana została w latach 60. – wyjaśnia ekspert.
A współcześnie?
- Współczesne "pekiny" to głównie radosna twórczość naszych deweloperów, którzy budują przede wszystkim na Białołęce, ale Marina Mokotów jest również przykładem takiego "pekinu", tzn. osiedla o zbyt dużej liczbie mieszkań na małej powierzchni - mówi Spacerolog Praski.
ran/mz