Strażacy wciąż walczą się z pożarem Hughes Fire, który szaleje na północ od Los Angeles w Kalifornii. Jak podała agencja Reuters, rozprzestrzenianie się ognia udało się w czwartek zatrzymać. W hrabstwie, które doświadczyło potęgi żywiołu, ma zacząć padać, co rodzi kolejne zagrożenie.
Hughes Fire wybuchł w środę około 80 kilometrów na północ od Los Angeles. Strawił obszar o powierzchni ponad 4100 hektarów. W czwartek, pomimo silnego wiatru utrudniającego gaszenie, udało się zatrzymać rozprzestrzenianie się ognia. Z żywiołem walczy ponad cztery tysiące strażaków.
Jak przekazał w czwartek wieczorem lokalnego czasu Kalifornijski Departament Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej (Cal Fire), opanowanie pożaru wzrosło z 14 procent do 24 procent. Z powodu zagrożenia władze ewakuowały do tej pory ponad 31 tysięcy osób, a koleje 16 tys. może zostać ewakuowane w piątek.
Walkę z ogniem utrudniają silny wiatr i niska wilgotność, które również w piątek mają się utrzymać przez cały dzień.
"Każdy pożar, który wybuchnie, może szybko się rozprzestrzenić i wymknąć się spod kontroli. Miej plan, zwłaszcza jeśli znajdujesz się w obszarze wysokiego ryzyka pożaru" - apeluje amerykańska Narodowa Służba Pogodowa (NWS).
Lawiny błotne
Od soboty do poniedziałku w rejonie Los Angeles prognozowane są intensywne opady deszczu, które mogą pomóc w walce z ogniem, ale też rodzą kolejne zagrożenie. Eksperci z amerykańskiej Narodowej Służby Pogodowej (NWS) ostrzegają, że obfite opady mogą doprowadzić do powstania lawin błotnych.
Miejscami, na wysokości 1200 metrów nad poziomem morza, eksperci spodziewają się też śniegu.
Źródło: Reuters
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/TED SOQUI