W miejscowości Święty Gaj na Żuławach Elbląskich w województwie warmińsko-mazurskim doszło do przerwania wału przeciwpowodziowego rzeki Dzierzgoń. Z szerokiej na około 10 metrów wyrwy wylewają się masy wody, które spływają na naturalny polder. Na miejscu od wielu godzin trwa akcja służb. Ekspert wyjaśnił przyczyny trudnej sytuacji.
Jak poinformował urząd gminy Rychliki, w środę doszło do przerwania wału rzeki Dzierzgoń na wysokości miejscowości Święty Gaj (woj. warmińsko-mazurskie). W wyniku naporu wody wyrwa powiększyła się do około 10 metrów. Od wielu godzin zalewany jest naturalny polder, na którym znajdują się pola uprawne.
- Wylew jest dosyć intensywny (...) na miejscu pracują strażacy, Wojska Obrony Terytorialnej, pracuje policja, również służby zarządzania kryzysowego wojewody. W tej chwili strażacy wypełniają zbiorniki z piachem, ma tu dojechać sprzęt i również zostanie podjęta próba tamowania tego wycieku - przekazał w rozmowie z tvnmeteo.pl młodszy brygadier Grzegorz Różański, rzecznik prasowy Warmińsko-Mazurskiego Komendanta Wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej.
Różański dodał, że w tej chwili nie można oszacować, jak długo potrwa naprawa wału.
>>> CZYTAJ TEŻ: Żuławy pod wodą, czyli spór o to niebieskie na mapie
Zmierza pomoc
Na miejsce przerwania wału przyjechał wojewoda warmińsko-mazurski Radosław Król. W rozmowie z TVN24 powiedział, że jeśli przyjdą kolejne deszcze, sytuacja może się pogorszyć i zagrażać mieszkańcom Świętego Gaju.
- Przerwanie korony wału to niebezpieczna sytuacja dla mieszkańców wsi Święty Gaj, dlatego że jest oddalona o niespełna kilometr. Wydaje się, że to dość daleko, ale z drugiej strony ten napływ wody, ta ilość wody jest tak potężna, że to może to rzeczywiście stanowić zagrożenie. Pani burmistrz Dzierzgonia wspomina, że z jej doświadczenia sytuacja może trwać nawet pięć dni i w związku z tym tej wody jest bardzo, bardzo dużo, spadło 130 litrów wody na metr kwadratowy, więc trzeba się spodziewać, że ta woda, która będzie odchodziła z gruntu, stanowi bardzo duży problem - opisał sytuację wojewoda.
Wojewoda dodał, że wszystkie rzeki na Wysoczyźnie Elbląskiej wyszły ze swoich brzegów, a wał przerwał także na Kanale Modrym, ale w przypadku rzeki Dzierzgoń sytuacja jest poważniejsza. Ma jednak nadejść dodatkowa pomoc.
- Tutaj jest gorsza sytuacja, dlatego że wał jest nasiąknięty od kilku dni, oprócz tego dojazd do niego jest ponad półkilometrowy i ciężkim sprzętem dojechać tu jest bardzo ciężko, tutaj ręcznie ludzie pracują, dowożą wozidłami, natomiast prawdopodobnie dzisiaj zadysponujemy również śmigłowcem, który będzie nas wspierał, w tym wojsko, i przynajmniej ustawimy kilkanaście sztuk big bagów, żeby ograniczyć napływ wody i zrównoważyć sytuację.
"Sytuacja jest dramatyczna"
Z TVN24 rozmawiał także rolnik z Żuław Elbląskich Mariusz Abramowski.
- Sytuacja jest dramatyczna, bo wał na rzece został przerwany i woda wlewa się w pola - mówił. Jak dodał, nie tylko w miejscach, gdzie wał został przerwany, będą straty, bo ziemia po ostatnich ulewach jest tak nasiąknięta, że nie może na niej pracować ciężki sprzęt.
Abramowski na 106 hektarach uprawia buraki cukrowe, rzepak, pszenicę i kukurydzę. 75 proc. powierzchni jego gospodarstwa jest w opłakanym stanie.
- Tych zbiorów nie da się uratować, to jest pewne - zaznaczył.
>>> ZOBACZ TEŻ: Żuławy pod wodą - scenariusz ekstremalny czy realny?
Ekspert: żywioł bezlitośnie weryfikuje działanie infrastruktury
O przyczynach trudnej sytuacji na Żuławach mówił w rozmowie z TVN24 Bogusław Pinkiewicz z Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Wyjaśnił, że winne są przede wszystkim bardzo silne opady w ostatnich dniach.
- Mieliśmy do czynienia z wyjątkowo silnymi opadami atmosferycznymi (...). Woda zaczęła się wydostawać z kanałów odwadniających, było jej tam tak dużo, że się nie mieściła. Do tego doszły pewne sytuacje awaryjne związane z tym, że pojawiły się przecieki w wałach czy też jakieś drobne usterki, które powodowały, że ta woda zaczęła się wydostawać na pola, które są położone na polderach, czyli terenach położonych poniżej poziomu morza, i tam ta woda nie ma już jak odpłynąć, zatrzymuje się na tych polach i zalewa teren - wyjaśnił ekspert.
Ekspert wytłumaczył, jak działa system odprowadzania wody na Żuławach i dlaczego doszło do zalania części terenów.
- System działa w ten sposób, że Żuławy, które są terenem wydartym morzu i są w dużej części położone poniżej jego poziomu, są to tereny depresyjne lub przydepresyjne, samodzielnie tej wody odprowadzić nie mogą. Ona sama grawitacyjnie nie spłynie, trzeba ją odpompować, zrobić to sztucznie. Generalnie jest to teren, który jest utrzymywany bez wody, bo cały czas działa infrastruktura przeciwpowodziowa, woda jest odpompowywana, odprowadzana rowami. Jeżeli tej wody jest bardzo, bardzo dużo, tak jak mieliśmy w tym przypadku, to żywioł bezlitośnie weryfikuje działanie tej infrastruktury. Tam, gdzie są jakieś słabsze punkty, to niestety od razu wychodzi. Wtedy musimy reagować i reagujemy na bieżąco - tłumaczył.
Jak przekazał Pinczowski, nadal trwają pracę nad naprawą wału, ale sytuacja znajduje się obecnie pod kontrolą.
- Tam, gdzie awarie nastąpiły, zostały te przecieki zabudowane. Trwają prace w dwóch miejscach, dotyczy to rzeki Dzierzgoń i gminy Rychliki, tam jeszcze musimy się uporać z tą sytuacją. Oczywiście sytuacja jest dynamiczna i w każdej chwili może się wydarzyć coś nowego, woda ciągle płynie, ciągle mamy ostrzeżenie hydrologiczne drugiego stopnia - dodał.
Źródło: KW PSP w Olsztynie, Gmina Rychliki, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Damian Murawiec