- Pojawiają się nowe przypadki zachorowań, a choroba rozprzestrzenia się też geograficznie - powiedział o walce z epidemią Eboli w Afryce Zachodniej specjalista Światowej Organizacji Zdrowia. WHO poinformowała właśnie o nowych przypadkach zachorowań w Gwinei i Sierra Leone. Walkę z zarazą utrudnia postawa mieszkańców zagrożonych terenów, którzy nie przestrzegają zaleceń bezpieczeństwa, nie współpracują ze służbami sanitarnymi i ukrywają chorych.
- Sytuacja jest poważna, nie można powiedzieć, że jest pod kontrolą, ponieważ pojawiają się nowe przypadki zakażeń, a choroba rozprzestrzenia się też geograficznie - przyznał dr Pierre Formenty z Departamentu Kontroli Chorób Zakaźnych WHO.
Tylko w tym tygodniu, między 25 a 27 maja, WHO odnotowała dwa nowe przypadki zakażenia Ebolą, w tym jeden śmiertelny, w stolicy Gwinei - Konakrze. W poprzednich dniach, między 23 a 26 maja, w kraju odnotowano 12 przypadków zachorowań na gorączkę krwotoczną, w tym cztery śmiertelne. Infekcje stwierdzono m.in. w Telimele i Boffa - dwóch dystryktach wcześniej wolnych od choroby.
W czwartek przedstawiciele WHO ogłosili, że przypadki zakażenia Ebolą stwierdzono w Sierra Leone. - Jeśli chodzi o Sierra Leone, w ostatnich dniach mieliśmy w sumie zgłoszonych siedem potwierdzonych przypadków zakażenia i dziewięć przypadków podejrzenia infekcji. Wszystkie ujawniono w dystrykcie Koindu należącym do prefektury Kailahun graniczącej z Gwineą - powiedział Formenty.
Fałszywe uspokojenie
Czwartkowy komunikat organizacji świadczy o tym, że rozprzestrzenianie się choroby w regionie nie zostało całkiem opanowane, wbrew zapewnieniom lokalnych władz, że sytuacja jest pod kontrolą. - Nie było żadnego spadku zachorowań. Odnieśliśmy takie wrażenie, ale stało się tak dlatego, że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie wychwycić wszystkich źródeł zakażenia - wyjaśniał Formenty.
Do tej sytuacji mogły się przyczynić zachowania mieszkańców zagrożonych epidemią terenów. - Problemem jest to, że są rodziny, które odmawiają udzielenia informacji pracownikom służby zdrowia. Ukrywają chorych, by próbować ich leczyć za pomocą tradycyjnych metod - powiedział Aboubacar Sidiki Diakite, kierujący służbami sanitarnymi Gwinei.
"Powinniśmy rozwijać bezpieczne zachowania"
Zidentyfikowano kilka dróg przekazywania wirusa - najbardziej rozpowszechnioną było jednak infekowanie człowieka przez człowieka. Specjaliści podkreślali, że dochodziło do niego np. podczas opieki nad chorymi bez odpowiedniego zabezpieczenia, a nawet na skutek udziału w pogrzebie osoby, która zmarła w wyniku gorączki krwotocznej.
- Ta epidemia w Afryce Zachodniej rozprzestrzenia się głównie przez przenoszenie infekcji z człowieka na człowieka. Dlatego powinna być stosunkowo łatwa do zatrzymania, jeśli ludzie będą z nami i zrozumieją, że opieka nad chorymi czy pogrzeby, podczas których nie zachowuje się środków bezpieczeństwa, pomagają w rozprzestrzenianiu się choroby. Żeby zatrzymać epidemię, powinniśmy rozwijać bezpieczne zachowania - podkreślał Formenty.
Zjedli zarażone nietoperze?
WHO udokumentowała w Gwinei łącznie 281 klinicznych przypadków zakażenia Ebolą i zachorowań na wywoływaną przez niego gorączkę krwotoczną, w tym 185 śmiertelnych, odkąd wirusa oficjalnie zidentyfikowano. Uważa się, że choroba zabiła 11 osób w Liberii, jednak od 9 kwietnia nie ma doniesień o nowych przypadkach zakażeń w tym kraju.
Zachodnioafrykańska epidemia wybuchła jeszcze w grudniu, ale dopiero w lutym lekarze orzekli, że mają do czynienia z Ebolą. Rozpoczęła się w odległym zakątku Gwinei. Nosicielami wirusa, który wywołał epidemię Eboli na porośniętym tropikalną dżunglą południu Gwinei, były najpewniej nietoperze, uchodzące wśród tubylców za przysmak. Początkowo lekarze podejrzewali, że właśnie one mogły przenieść tu nieznanego wcześniej wirusa z dorzecza Konga. Potem stwierdzili, że epidemię wywołał nowy, miejscowy, nieznany wcześniej szczep.
Zakażenia w Konakry szczególnie groźne
W Gwinei, jednym z najbiedniejszych i najbardziej zacofanych państw świata, wybuchła panika, a mieszkańcy okolic ogniska epidemii rzucili się do ucieczki i po ratunek dla chorych bliskich. Zanim władze ustawiły kordon sanitarny i sprowadziły z zagranicy lekarzy, przerażeni ludzie, w tym zarażeni wirusem, rozjechali się po całym kraju. W ten sposób Ebola dotarła do ponad 2-milionowej gwinejskiej stolicy, Konakry, a pierwsze zgony zanotowano w sąsiedniej Liberii.
Przypadki zachorowań na gorączkę krwotoczną w Konakry wzbudziły poważne obawy. Po raz pierwszy zabójczy wirus dotarł do wielkiego miasta, wyposażonego w międzynarodowe, połączone z resztą świata lotnisko. Spowodowało to liczne obostrzenia i w ruchu granicznym i transporcie - zarówno w krajach regionu, jak i na lotniskach np. we Francji.
Umiera nawet 90 proc. chorych
Wywoływana przez wirusa Ebola gorączka krwotoczna jest jedną z najbardziej zaraźliwych i zabójczych współczesnych chorób. W zależności od zjadliwości szczepu zabija trzy czwarte, a nawet 90 proc. ludzi, którzy na nią zapadają. Nie wynaleziono dotąd lekarstwa na nią ani szczepionki, która by przed nią chroniła.
Pierwsze objawy przypominają częste w tropikach malarię czy cholerę (gorączka, bóle głowy i gardła), co utrudnia szybkie, właściwe rozpoznanie. Po kilku tygodniach pojawiają się torsje i biegunka, a wirus, który przenosi się przez krew i paraliżuje system odpornościowy, wyniszcza narządy wewnętrzne - wątrobę, żołądek, jelita, nerki - powodując krwotoki i szybką śmierć.
Gwinejska epidemia wyjątkowo groźna
Choroba jest niezwykle zakaźna, przenosi się nawet przez dotyk, za pośrednictwem krwi i płynów ustrojowych. Nosicielami wirusa są zaś leśne zwierzęta, na które polują i którymi się żywią mieszkańcy wiosek zagubionych pośród tropikalnej dżungli.
Jedynym sposobem walki z epidemią jest izolacja osób zarażonych, by nie dopuścić do rozprzestrzeniania się wirusa. Do niedawna sojuszniczką lekarzy była jego siła - uśmiercał ofiary tak szybko, że nie były one w stanie roznieść choroby poza ognisko epidemii. Obecnie coraz gęstsza i dostępniejsza sieć komunikacyjna sprawia, że zakażeni ludzie nawet z oddalonych zakątków przemieszczają się błyskawicznie i na wielkie odległości.
Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła, że pod względem łatwości w rozprzestrzenianiu się żadna inna epidemia Eboli nie była tak groźna jak ta w Gwinei i Liberii.
Autor: js/mj / Źródło: reuters, pap