Szkodliwe związki, powstające podczas grillowania, mogą przedostać się do naszego organizmu przede wszystkim drogą pokarmową. Naukowcy stwierdzili jednak, że ich porcję przyjmujemy także przez skórę, wystawioną na kontakt z dymem.
Grillowanie to niezwykle lubiana plenerowa rozrywka.
Przed tegoroczną majówką agencja mediowa Starcom pytała Polaków o plany na dodatkowe wolne dni. Skonkretyzowane pomysły miało wówczas 42 procent badanych. Osoby te najczęściej - 54 procent tej grupy - zapowiadały grillowanie i pikniki.
Dwa lata temu o grillowe nawyki pytali też ankieterzy GfK Polonia. Co trzeci rodak deklarował, że w sezonie grilluje przynajmniej raz w tygodniu, a 80 procent przyznało, że w lipcu 2016 roku uczestniczyło w przynajmniej jednej plenerowej imprezie grillowej.
Z kolei według danych zgromadzonych przez amerykańskie Barbecue Industry Association, grill lub wędzarnię ma 70 procent dorosłych mieszkańców USA, a ponad połowa z nich urządza "barbecue" co najmniej cztery razy w miesiącu.
Rozrywka nieobojętna dla zdrowia
Lekarze i dietetycy ostrzegają, że nie jest to zupełnie niewinna i obojętna dla zdrowia rozrywka. Nie tylko dlatego, że szczególną popularnością cieszą się tłuste mięsa i kiełbasy, a upieczone dania popijane bywają niemałymi ilościami alkoholu. Szkodzą także m.in. związki chemiczne powstające podczas pieczenia i wędzenia w dymie. Najnowsze dane na ten temat opublikowało Amerykańskie Towarzystwo Chemiczne (ACS) w czasopiśmie "Environmental Science & Technology".
Autorzy raportu przypominają, że w procesie grillowania wytwarzają się duże ilości wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych (WWA, lub z jęz. angielskiego PAH). Wiele z nich ma udowodnione własności rakotwórcze lub o ich posiadanie jest podejrzewanych. Trafiają one do naszego organizmu głównie z zawierającym je jedzeniem.
Badania przeprowadzone przez naukowców pod kierunkiem profesora Eddy'ego Y. Zenga z chińskiego uniwersytetu w Jinan pokazują jednak, że aby przyswoić WWA, nie trzeba jeść grillowanych potraw. Wystarczy stać w pobliżu paleniska, w zasięgu unoszącego się dymu. Szkodliwe cząsteczki przedostają się bowiem także przez skórę i wraz z wdychanym powietrzem do płuc.
Ubranie chroni na krótko
Badacze podzielili grupę ochotników - uczestników plenerowego grilla - na grupy, w różnym stopniu mające kontakt z jedzeniem i dymem. Poddano analizie próbki ich moczu. Zgodnie z przewidywaniami potwierdziło się, że największa porcja WWA przedostaje się do organizmu wraz z grillowaną żywnością. Na drugim miejscu znalazło się jednak wchłanianie tych związków przez skórę, na trzecim - drogą oddechową.
Czy ubranie chroni przed przenikaniem tych szkodliwych substancji? Tylko częściowo i krótkotrwale. Kiedy nasz strój nasiąknie już dymem, ochrona przed WWA się kończy. Wśród zaleceń ze strony naukowców jest zatem szybkie przebranie się po opuszczeniu terenu imprezy oraz staranne wypranie wszystkiego, co mieliśmy na sobie. Amerykańskie Towarzystwo Chemiczne, które podało do publicznej wiadomości wyniki badań, to organizacja non-profit sponsorowana przez amerykański Kongres.
Autor: rzw / Źródło: EurekAlert!, TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: HaiRobe/Pixabay (CC0)