Dworzec autobusowy i kolejowy w Dallas został zamknięty w sobotni wieczór w związku z podejrzeniem wirusa ebola u jednej z podróżujących. Kobieta po wyjściu z pociągu zaczęła wymiotować. Władze poinformowały jednak niedługo później, że nie była ona na liście potencjalnych narażonych na ebolę.
Kobieta po tym jak wysiadła na dworcu White Rock Station zaczęła wymiotować. Pojawiło się podejrzenie, że mogła przebywać w pobliżu zmarłego na ebolę Liberyjczyka Thomasa Erica Duncana. Był on pierwszym pacjentem, u którego zarażenie zdiagnozowano dopiero w USA, a nie w kraju Afryki Zachodniej, gdzie obecnie panuje epidemia eboli.
Kobietą zajęły się służby medyczne na dworcu. Telewizja w Dallas podała, że kobieta jest obserwowana pod kątem możliwego zachorowania na ebolę. Natychmiast zamknięto dworzec. Informację niedługo potem zdementowały służby medyczne. - Kobieta nie jest na żadnej liście obserwowanych pod kątem eboli - oświadczył rzecznik straży pożarnej na dworcu White Rock Station Morgan Lyons. - Nic nie wskazuje, aby osoby podróżujące pociągiem z pacjentką były jakkolwiek zagrożone - dodał. Jak poinformował pociąg jest sprawdzany i czyszczony.
Incydent pokazuje jak wielki strach przed ebolą zapanował w USA po tym jak wirusem zaraziły się dwie pielęgniarki, które opiekowały się Duncanem. Biały Dom jest ostro krytykowany przez Kongres za niedostateczne - zdaniem kongresmenów - kroki podejmowane aby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa, który zabił już prawie 4500 osób w Afryce Zachodniej.
Autor: kło//kdj / Źródło: Reuters