Lata prac archeologicznych na terenie byłego niemieckiego obozu śmierci w Sobiborze przynoszą pierwsze efekty - pisze izraelska gazeta "Haaretz". Dzięki ustaleniu przebiegu tzw. drogi do nieba, badacze są coraz bliżsi ustalenia miejsca, w którym położone były komory gazowe.
Kiedy izraelski archeolog Yoram Haimi odkrył, że jego dwaj wujowie zginęli w Sobiborze, postanowił podjąć tam prace badawcze, które przyniosą więcej informacji o tym niemieckim obozie śmierci. Projekt wsparł instytut Yad Vashem.
Badania są tym trudniejsze, że po powstaniu więźniów w październiku 1943 r. Niemcy zamknęli obóz. Baraki zostały rozebrane, teren zaorano i posadzono drzewa. Dziś większość tego terenu porastają wysokie drzewa. Prace utrudniał dodatkowo brak dokładnego planu obozu - żyją już tylko 64 osoby, które były więźniami Sobiboru. Zginęło tam w sumie ok. 250 tys. Żydów.
"Droga do nieba"
W ciągu pięciu lat prac archeologicznych, Haimiemu udało się ustalić przybliżone rozmieszczenie obiektów w obozie. Nie znalazł śladu swoich krewnych, ale odnalezione klucze, monety i biżuteria pomogły zidentyfikować niektóre ofiary.
Udało się ustalić przebieg tzw. "drogi do nieba" (jak ją nazywali Niemcy), którą nagich więźniów prowadzono do komór gazowych.
Jak powiedział gazecie "Haaretz" Marek Bem, były dyrektor muzeum w Sobiborze, pierwsze prace badawcze zaczęły się już w 2001 r., a dopiero na jednym z kolejnych ich etapów do współpracy zaproszono Haimiego (2007).
Według Bema, ustalenie położenia 200-metrowej "drogi do nieba" otwiera drogę do poszukiwań komór gazowych. "Jesteśmy bliżej prawdy. To mówi nam, gdzie szukać komór gazowych" - powiedział Bem.
Autor: //gak / Źródło: haaretz.com
Źródło zdjęcia głównego: TVN24