Zebrali miliony na karę dla dysydenta. Władze ich nie chcą

Aktualizacja:

Dzięki wsparciu zwolenników chiński artysta i dysydent Ai Weiwei zgromadził już równowartość 1,4 mln dolarów, które mają mu pomóc spłacić olbrzymie zaległe podatki, istnienia których nagle doliczył się chiński fiskus. Władze jednak nie chcą przyjąć pieniędzy, które miały posłużyć jako kaucja przy składaniu apelacji od wyroku. Chińskie media donoszą, że artysta może zostać teraz oskarżony o nielegalne gromadzenie funduszy.

Władze żądają, by firma projektowa Weiweia zapłaciła 15 mln juanów (1,7 mln euro) zaległych podatków wraz z grzywną. Artysta chce odwołać się od wyroku, ale chińskie prawo wymaga, by w razie składania apelacji od wyroku wpłacić kaucję. W przypadku Ai Weiwei wynosiłaby ona osiem milionów juanów (około 900 tysięcy euro).

Ai Weiwei zapowiedział w piątek, że skorzysta ze środków zebranych przez jego zwolenników, by zapłacić kaucję. Jego adwokat Pu Zhiqiang oznajmił jednak w poniedziałek, że "urząd podatkowy zmienił zdanie". - Teraz odmawiają przyjęcia kaucji - powiedział.

Kara za krytykę

Weiwei, światowej sławy chiński artysta, był przetrzymywany przez niemal trzy miesiące w nieujawnionym miejscu. Nie postawiono mu wówczas żadnych zarzutów. Przetrzymywanie w zamknięciu i późniejsze oskarżenie o unikanie płacenia podatków jest oceniane przez aktywistów praw człowieka jako sposób ukarania artysty za krytykę, jakiej nie szczędził władzom chińskim.

Ai Weiwei naraził się władzom, nazywając chińskich przywódców "gangsterami". Prowadził też kampanię społeczną, która miała zmusić rząd do opublikowania pełnej liczby ofiar trzęsienia ziemi w Syczuanie w 2008 roku.

Artysta-dysydent mówi, że pieniędzy od sympatyków nie uważa za dotacje, lecz za pożyczkę, którą zwróci.

54-letni Weiwei jest m.in. współtwórcą narodowego stadionu w Pekinie, zwanego Ptasim Gniazdem. Zajmuje się rzeźbą, architekturą, fotografią i filmem, tworzy instalacje.

Źródło: PAP