Zarabiają na katastrofie. Turystyczny boom na Giglio

Aktualizacja:

Katastrofa Costa Concordii była wydarzeniem o wielkim znaczeniu nie tylko dla pasażerów i załogi statku. Pojawienie się wielkiego wraku zmieniło też znacząco życie wielu mieszkańców wyspy Giglio. - Oczywiście jesteśmy trochę szczęśliwi, nawet wobec tego, że to wydarzenie było przykre - mówi Tiziana Pavoni, właścicielka jednej z kawiarni w pobliżu portu.

Długi niemal na 300 metrów wrak wycieczkowca stał się obiektem zainteresowania na całym świecie. Na wyspę Giglio zaczęli ściągać turyści, chcący zobaczyć na wpół zatopioną Costa Concordię. Tłumy ludzi wybierają się w trwającą około godzinę podróż promem z stałego lądu.

Dodatkowo na wyspie nieustannie przebywa znaczna liczba ratowników i specjalistów, którzy ciągle szukają we wraku ciał i starają się wypompować z niego paliwo. Wszystkiego dopełniają liczne ekipy dziennikarzy.

Ruch w interesie

Zazwyczaj o tej porze roku Giglio jest uśpiona, ponieważ nie odwiedzają jej żadni turyści. Restauracje, kawiarnie, bary i hotele są pozamykane w oczekiwaniu na nadejście sezonu letniego. Najazd tłumu niespodziewanych gości wywrócił do góry nogami życie wielu wyspiarzy. - To było coś całkowicie niespodziewanego, co zmieni nasze życie nie tylko w kolejnych miesiącach, ale nawet latach - powiedział burmistrz wyspy.

Można powiedzieć, że dla nas wynikło z tego coś dobrego, ponieważ w zimie zazwyczaj zagląda tu tylko kilka osób. Tiziana Pavoni

- Oczywiście jesteśmy trochę szczęśliwi, nawet wobec tego, że to wydarzenie było przykre. Można powiedzieć, że dla nas wynikło z tego coś dobrego, ponieważ w zimie zazwyczaj zagląda tu tylko kilka osób - stwierdziła Tiziana Pavoni, właścicielka Caffe Ferraro.

Słaba perspektywa

Otworzono też pozamykane hotele. Gianluca Pigini, właścicel Demo's Hotel stojącego w pobliżu portu w Giglio, wyjątkowo wrócił z Rzymu na wyspę. Od kiedy otworzył swoje podwoje tuż po katastrofie, do dzisiaj ma nieustannie pełne obłożenie. Mieszkają u niego dziennikarze i ratownicy.

Pigini jest zadowolony z niezwykłego ruchu w biznesie, ale obawia się, co będzie latem. Czy turyści przypadkiem nie wystraszą się wielkiego wraku i jego wpływu na środowisko. - Im szybciej to usuną tym lepiej dla wszystkich - powiedział Pigini.

Miejscowi restauratorzy również nie narzekają na nagły ruch w biznesie. - Ostatnie dwa tygodnie były bardzo intensywne. Przyszły tłumy ludzi. Tylko oni kiedyś odejdą, a my musimy być gotowi na sezon turystyczny - mówi właściciel restauracji France Melis.

Źródło: Reuters