Zamieszki pod parlamentem w Iranie


Ciąg dalszy zamieszek pod irańskim parlamentem. Policja za pomocą gazu łzawiącego spacyfikowała ponad 200 demonstrantów, którzy nie zgadzając się z wynikami wyborów z 12 czerwca, po raz kolejny wyszli na ulice Teheranu. Mahmud Ahmadineżad jednoznacznie oświadczył, że nie ugnie się przed protestującymi.

To kolejny dzień protestów w Iranie. Demonstrujący to zwolennicy Musawiego, którzy domagają się powtórzenia wyborów, które - jak twierdzą - zostały sfałszowane. Władze używają przemocy przeciwko demonstrantom.

Brytyjskie paszporty

Reakcją władz, poza brutalną pacyfikacją sympatyków opozycji, jest m.in. oskarżanie Zachodu o ingerowanie w sprawy wewnętrzne Iranu i podsycanie anarchii. W środę agencja Fars podała, że irański minister bezpieczeństwa wewnętrznego i służb specjalnych Gholam-Husejn Mohseni-Edżedi oświadczył, iż w powyborcze starcia zamieszani byli pewni ludzie z brytyjskimi paszportami. - Ci, którzy wzywają ludzi, by wyszli na ulice są odpowiedzialni za rozlew krwi - stwierdził Edżedi.

Tymczasem państwowa telewizja irańska poinformowała, że ponowne przeliczenie części głosów z kwestionowanych przez opozycję wyborów potwierdziło prawidłowość ich wyniku.

"Iran: częściowe ponowne przeliczenie głosów potwierdziło wynik wyborów" - głosi napis, jaki pojawił się na pasku informacji angielskojęzycznej telewizji Press. Dalszych szczegółów na ten temat telewizja nie podała.

Zatrzymania dziennikarzy

Po wybuchu niepokojów - w których zginęło już kilkanaście osób a ponad sto zostało rannych - w Iranie zatrzymano wielu dziennikarzy. We wtorek w Teheranie aresztowano m.in. greckiego dziennikarza Jasona Fowdena, pracującego dla dziennika "Washington Times". Wcześniej aresztowani zostali m.in. pracujący dla "Newsweeka" Maziar Bahari i korespondent BBC w Iranie Jon Leyne.

Źródło: Reuters, CNN