Podczas ćwiczeń na wielkim amerykańskim poligonie White Sands doszło do śmiertelnego wypadku. Para myśliwców F-16 omyłkowo zabiła jedną osobę, a drugą raniła. Nie wiadomo, co dokładnie się wydarzyło, bo wojsko informuje o wypadku zdawkowo.
Oba samoloty wystartowały z pobliskiej bazy Holloman, gdzie znajduje się jedno z centrów szkolenia pilotów F-16. Tym razem wojskowi siedzący za sterami mieli ćwiczyć nalot po zmierzchu. Z ziemi wspomagał ich zespół naprowadzający, który podświetla cel laserem i komunikuje się z pilotami pomagając im celnie zaatakować.
Tym razem doszło jednak do tragedii. Nie wiadomo nic ponad to, że "piloci użyli uzbrojenia powietrze-ziemia", w efekcie czego cywilny współpracownik wojska i żołnierz z zespołu naprowadzającego zostali ranni. Ten pierwszy na tyle poważnie, że zmarł po przewiezieniu do szpitala. Oba F-16 bez problemu wróciły do bazy. Jak poinformowało wojsko, "piloci nie ucierpieli". Całe wydarzenie jest przedmiotem śledztwa. Zespoły naprowadzające są bardzo ważnym elementem przeprowadzania precyzyjnych nalotów w pobliżu własnych wojsk. Utrzymują łączność z pilotem i wskazują mu cel, aby nie doszło do omyłkowego zbombardowania swoich sił. Zazwyczaj bomby i pociski spadają co najmniej kilkaset metrów dalej, jednak w tym wypadku coś poszło bardzo nie tak.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: USAF