Czołowy doradca prezydenta Baracka Obamy, David Plouffe, wygłaszał odczyty w firmie będącej filią koncernu robiącego interesy z Iranem - podał w poniedziałek "Washington Post". Biały Dom tłumaczy, że Plouffe nie zrobił nic złego.
Plouffe, szef kampanii wyborczej Obamy w 2008 r., otrzymał 100 tys. dolarów od filii MTN Group, firmy telekomunikacyjnej w Republice Południowej Afryki. Było to honorarium za dwa przemówienia wygłoszone w Nigerii w 2010 r., kiedy Plouffe przejściowo nie pracował w Białym Domu; wrócił tam ponownie na początku 2011 r.
MTN Group przez pięć lat tworzyła spółkę z państwową firmą telekomunikacyjną w Iranie. Południowoafrykański koncern robił też interesy w Syrii. Oba te kraje są obiektem międzynarodowych sankcji z powodu sponsorowania terroryzmu. Sankcje mają im m.in. uniemożliwić dostęp do najnowocześniejszych technologii.
"Kłopotliwe" odczyty
Formalnie Plouffe nie naruszył prawa ani nie popełnił wykroczenia etycznego, gdyż świadcząc usługi dla MTN Group był osobą prywatną. Jednak, zdaniem "Washington Post", jego przemówienia w Nigerii mogą się okazać "kłopotliwe" dla Białego Domu i Obamy, jeśli wykorzystają je Republikanie w czasie kampanii wyborczej. Ich kandydat Mitt Romney zarzuca prezydentowi, że jest zbyt miękki wobec Iranu.
Biały Dom oświadczył, że Plouffe konsultował się z prawnikami, zanim wygłosił wspomniane przemówienia, i nie mieli oni zastrzeżeń do jego współpracy z MTN Group. Administracja poinformowała też, że Plouffe nie odgrywał w Białym Domu żadnej roli w podejmowaniu decyzji o sankcjach wobec międzynarodowych firm robiących interesy z Iranem.
Autor: //gak / Źródło: PAP