Wojna narkotykowych gangów w Meksyku nie słabnie. Co najmniej 22 osoby zginęły od piątku na północy Meksyku, w strefie graniczącej z Kalifornią - podały w niedzielę źródła sądowe.
W Tijuanie i jej okolicach graniczących z USA doszło do 16 zabójstw. Zginęli między innymi dwaj policjanci, dwie kobiety oraz mężczyzna, z którym zabójcy rozprawili się okrutnie, odcinając mu głowę. Sprawcy zostawili przy nim jasny przekaz: "Oto co spotka wszystkich, którzy dołączą do świń rodziny Arellano Felix".
To między kartelem "braci Arellano Felix" a innymi ugrupowaniami toczą się walki. Gang "braci Felix" został ostatnimi czasy osłabiony aresztowaniami w większości wśród jego założycieli. Na początku października około 20 jego ludzi zostało zamordowanych w dwóch zbiorowych egzekucjach.
Meksyk tonie we krwi
W mieście Ciudad Juarez, który cieszy się w kraju złą sławą jako najbardziej opanowane przez przemoc, sobotni bilans wojny karteli był niższy od zwykłej średniej: "tylko" sześciu zabitych. Jednak można tutaj mówić o przypadku - ofiar byłoby znacznie więcej, gdyby wybuchł granat wrzucony do biur miejscowej prokuratury.
W Ciudad Juarez w wojnie o kontrolę narkotykowego handlu walczą ludzie "Huareza" dowodzeni przez Vicente'a Carrillo Fuentesa alias "Wicekróla", kartel "Sinaloa" kierowany przez Joaquina "Chapo" Guzmana i ludzie "Golfa" Osiela Cardenasa, który na początku 2007 roku został poddany ekstradycji do Stanów Zjednoczonych.
Od początku tego roku w wojnie karteli w Meksyku zginęło łącznie ponad 4500 ludzi, zabitych w gangsterskich porachunkach albo w starciach z siłami porządkowymi.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu