Indie od kilku dni oskarżają Pakistan o udział w zamachu w Bombaju, który kosztował życie blisko 200 osób. Wspierając New Delhi, Waszyngton naciska na Islamabad, by wyjaśnił wszystkie niejasności narosłe wokół bombajskiej masakry.
- Nadszedł dla wszystkich czas współpracy, i to współpracy przejrzystej, zwłaszcza dla Pakistanu - powiedziała sekretarz stanu USA Condolezza Rice podczas wizyty w Indiach.
Z kolei przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów sił zbrojnych USA admirał Mike Mullen, który w tym samym czasie wizytował Islamabad, zaapelował do władz Pakistanu, by rozszerzyły swą kampanię przeciwko grupom dżihadystów.
Pakistan musi działać
Mullen nawoływał pakistańskie władze do intensywnego zbadania wszelkich możliwych powiązań ugrupowań w Pakistanie z zamachami w Bombaju i do podjęcia "większej i bardziej zgranej akcji przeciwko wszelkim ekstremistom w kraju".
Indie niemal od początku masakry w Bombaju uważają, że Islamabad jest zamieszany w ataki, a terroryści przez ponad rok byli szkoleni na terytorium Pakistanu. Minister spraw zagranicznych Indii Pranab Mukherhjee powiedział w środę, że ataków w Bombaju dokonali ludzie "kontrolowani z Pakistanu" i że Indie będą działać zdecydowanie, by chronić swą integralność terytorialną.
Jeszcze we wtorek ostrzegał też, że jego kraj zastrzega sobie prawo podjęcia akcji militarnej, jeśli jego terytorium zostanie zagrożone.
Waszyngton apeluje o spokój
Ale Waszyngton przestrzega Indie przed pochopnymi krokami. Po rozmowach z indyjskimi władzami Rice ostrzegła, że Indie powinny zagwarantować, że ich odpowiedź Pakistanowi w związku z zamachami nie pociągnie za sobą niezamierzonych następstw.
Zdaniem Rice wszelka odpowiedź musi być oceniana przez pryzmat "efektywności zapobiegania", nie może też wywoływać "innych niezamierzonych następstw i trudności".
Źródło: PAP