Nowozelandzcy i zagraniczni ratownicy walczą z czasem próbując ratować osoby uwięzione w ruinach, po tym jak potężne trzęsienie ziemi nawiedziło miasto Christchurch. Liczba ofiar wzrasta - obecnie odnaleziono już ciała 75 ludzi. - 300 osób jest nadal uznawanych za zaginione - mówi Anna Gruczyńska z lokalnego Związku Polaków. Niestety przez wstrząsy wtórne i grożące zawaleniem budynki, poszukiwania miejscami trzeba przerywać.
Premier Nowej Zelandii John Key ogłosił w regionie zrujnowanego miasta stan wyjątkowy. - Dotychczas zidentyfikowano zwłoki 55 ofiar. Wiemy też o zwłokach 20 kolejnych osób, które muszą być jeszcze zidentyfikowane - powiedział burmistrz Christchurch Bob Parker.
- Z naszych informacji wynika, że nikomu z miejscowej Polonii nic się nie stało - mówi Gruczyńska.
Akcja trwa
Cały czas nie wiadomo, ile dokładnie osób uwięzionych jest jeszcze pod gruzami zawalonych domów. Dotychczas zdołano wydobyć z gruzów ponad 30 osób. Akcja ratownicza z użyciem ciężkiego sprzętu i specjalnie wyszkolonych psów w wielu miejscach trwa.
Jednak nie wszędzie poszukiwania są możliwe: w ruinach budynku lokalnej telewizji, gdzie prawdopodobnie pod gruzami jest około 50 osób, akcja musiała zostać odwołana. Resztki budynku są niestabilne, a stojący obok hotel grozi zawaleniem.
Do trzęsienia ziemi o sile 6,3 st. w skali Richtera doszło we wtorek ok. południa czasu miejscowego (godz. 0.51 czasu polskiego) na głębokości 4 kilometrów. Epicentrum znajdowało się 100 km na południowy zachód od Christchurch, drugiego po Auckland największego miasta Nowej Zelandii.
400-tysięczne Christchurch leży na piaszczystej glebie, pod którą znajdują się wody gruntowe. Podczas trzęsienia ziemi woda podniosła się tworząc muł, w którym zniknęły całe fragmenty podziemnej infrastruktury. - Ciągle są problemy z wodą pitną. Około 80 procent miasta nie ma bieżącej wody, a połowa prądu - relacjonuje Gruczyńska.
Źródło: PAP, Reuters