W USA zaniżają standardy, żeby ratować atom

Aktualizacja:
20.06 | W USA działają 104 reaktory atomowe, które zaopatrują w energię kilkadziesiąt milionów ludzi (APTN)
Raport odsłania niewygodną prawdę o stanie amerykańskich elektrowniaptn

Standardy bezpieczeństwa w elektrowniach atomowych w USA drastycznie spadły w ostatnich latach. Wszystko po to, by starzejące się reaktory wciąż mogły działać i przechodziły rutynowe kontrole. - Te rury mają 40 lat, korodują i nie ma żadnego systemu zabezpieczeń, który kontrolowałby ewentualne wycieki - mówi Paul Blanch, ekspert ds. bezpieczeństwa energii atomowej, który współpracował z Associated Press przy tworzeniu raportu.

Tak niski poziom bezpieczeństwa energetycznego USA to wynik bliskiej współpracy instytucji publicznych odpowiedzialnych za wydawanie zezwoleń na działanie elektrowni i przedstawicieli tej potężnej gałęzi amerykańskiej gospodarki - twierdzą dziennikarze.

Dzisiaj na terenie Stanów Zjednoczonych działają 104 elektrownie atomowe. 66 z nich dostało w ostatnim czasie pozwolenie na pracę reaktorów przez następne 20 lat. O losie 16 kolejnych w tej chwili decydują eksperci.

Śledztwo w Zatoce Ostryg

Dziennikarze odwiedzili najstarsze czynne reaktory w Stanach Zjednoczonych. Dwa - zaopatrujące w energię Nowy Jork - w Indian Point nad rzeką Hudson, oraz jeden, położony 50 km na wschód od Filadelfii, niemal na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego, nad Potokiem Ostryg (Oyster Creek).

Ten ostatni działa nieprzerwanie od 1969 roku, a jego właścicielem jest Exelon Corporation, gigant branży energetycznej mający też pakiety większościowe dziewięciu innych elektrowni atomowych.

 
Elektrownia Oyster Creek (exeloncorp.com) 

Duże "zgrzyty"

Kiedy dziennikarze przyjrzeli się sytuacji nad Zatoką Ostryg, byli w szoku. Zardzewiałe rury, porzucone kontenery po materiałach radioaktywnych, zużyte części sprzętu wchodzącego w skład reaktora, niesprawne kable, pękające uszczelki - lista wykroczeń nie mieszczących się w granicach norm bezpieczeństwa w tego typu obiektach nie ma końca.

Elektrownia przez krytyków nazywana "zgrzytającą" (gra słów: ang. "creek" - potok, "creak" - zgrzytanie, skrzypienie - przyp. red.) budzi obawy władz stanowych.

Dlatego, mimo kolejnego zezwolenia na działanie wystawionego dwa lata temu w wyniku rutynowej kontroli, zapadła decyzja, by reaktor wyłączyć w 2019 roku - 10 lat przed datą zapisaną w dokumentach.

Exelon oponował, ale władze stanowe były nieugięte.

Kable nie przeszły testów

W 1993 roku w dokumencie Komisji ds. Energii Atomowej (NRC), który nie trafił do publicznej wiadomości, można było przeczytać,że "obwody i kable wchodzące w skład sieci elektrycznej wielu reaktorów już teraz nie stanowią gwarancji bezpieczeństwa." Co piąty kabel w elektrowniach w USA nie przeszedł wtedy testów wytrzymałościowych, jakie Komisja zafundowała obiektom 30 lat wcześniej.

Spokojnie, to nie awaria

Przedstawiciele przemysłu energetycznego i rządowi oficjele bronią swoich decyzji oraz metody, jaką obrali przy badaniach starzejących się reaktorów.

Tłumaczą, że dotychczasowe normy bezpieczeństwa były tak wyśrubowane, że praktycznie żadna elektrownia nie byłaby ich w stanie wypełniać. Zmieniły się więc zapisy, a poziom zabezpieczeń pozostaje ten sam.

Źródło: APTN

Źródło zdjęcia głównego: aptn