Uwięzieni na linii frontu


Wojsko zabija cywilów - alarmują tamilscy separatyści, których ponad 20-letnia wojna z rządem najwyraźniej dobiega końca. Lankijskie władze zaprzeczają oskarżeniom rebeliantów i właśnie ich oskarżają o zbrodnie.

Szpital, sierociniec i wiele domów - te cele, według relacjonującego w BBC rzecznika organizacji Tygrysy-Wyzwoliciele Tamilskiego Ilamu (LTTE), trafiły rządowe pociski. W atakach miało zginąć wielu cywilów, a ci którzy przeżyli, muszą ukrywać się w prowizorycznych schronach i ziemiankach.

To nie pierwsze tego typu oskarżenia rebeliantów pod adresem rządu, którym Kolombo nieodmiennie zaprzecza. Tak jest i tym razem. Rzecznik armii, także w BBC wyjaśniał, że wojsko w rejonie operacji - wąskim pasie ziemi o powierzchni około 15 km2 na północnym-wschodzie Sri Lanki - nie używa broni ciężkiej.

Armia oskarża Tygrysy

Brygadier Udaya Nanayakkara oskarżył za to Tygrysy o zabójstwa cywilów. Jego zdaniem ich ucieczka ze strefy walk - w poniedziałek lankijski prezydent Mahinda Rajapaksa powiedział, że ponad 35 tys. cywilów z niej uciekło - nie jest na rękę separatystom, którzy używają cywilów w charakterze żywych tarcz.

Jeśli w strefie nie będzie cywilów, rebelianci będą łatwi do odstrzału "jak kaczki", powiedzał wojskowy.

Ultimatum rządu

W poniedziałek rzecznik ministerstwa obrony oświadczył, że armia wystosowała "ostateczne ostrzeżenie" wobec założyciela LTTE Velupillaia Prabhakarana i "jego grupy terrorystycznej, żeby poddali się siłom rządowym w ciągu 24 godzin począwszy od 12.00 w południe" czasu lokalnego. - Potem nastąpi operacja wojskowa - ostrzegł rzecznik.

Od ponad 20 lat Sri Lanka jest widownią krwawych walk, przeradzających się w otwartą wojnę domową, między zdominowanym przez Syngalezów rządem centralnym, a separatystami z LTTE, walczącymi o oderwanie północno-wschodniej części kraju, zamieszkanej w większości przez Tamilów.

Konflikt kosztował już życie ponad 70 tys. ludzi.

Źródło: BBC, PAP