W łodzi było już 20 ludzi. Pomyślał, że dwie lub trzy jeszcze się zmieszczą, ale potem przyszło mu do głowy, że jeżeli zaczeka kilka sekund dłużej, sam zginie i w rezultacie nie uratuje nikogo. O swoich wyborach opowiada Joern Oeverby, rybak, który w piątek w czasie strzelaniny na wyspie Utoya wyłowił z wody kilkudziesięciu nastolatków uciekających przed Andersem Breivikiem.
O tym, kto zostanie uratowany z masakry na wyspie Utoya, decydowały sekundy. Dziesięć dni po tragicznych wydarzeniach w Norwegii opowiada o nich rybak, który przypadkiem znalazł się wtedy na wyspie.
Mimo tego, że wyłowił z wody i zabrał w bezpieczne miejsce 20 osób, wciąż zadaje sobie pytanie, czy postąpił słusznie nie wracając po kolejne.
- Mam nadzieję, że ci ranni, których zabrałem ze sobą, żyją. Jeszcze nie przebolałem tego, jak postąpiłem. Nie wiem, czy będę wiedział kiedykolwiek. Wtedy wydawało mi się to słuszne.
Oeverby wspomina, że kiedy dopływał do wyspy, na wodzie unosiły się już ciała zabitych. - Rozejrzałem się dookoła. Jedni dryfowali w moim kierunku, inni leżeli na kamieniach i plażach. Na samym wybrzeżu leżało 25-30 ciał. Widok był straszny - opisuje tamte chwile rybak.
W piątkowym podwójnym zamachu terrorystycznym śmierć poniosło 76 osób. Na wyspie Utoya, gdzie odbywał się obóz młodzieżówki współrządzącej Partii Pracy, zastrzelonych zostało 68 osób, a osiem poniosło śmierć w ataku bombowym w Oslo. W poniedziałek Breivik przyznał się przed sądem do przeprowadzenia zamachu. Nie uznał się jednak za winnego popełnienia przestępstwa.
Źródło: APTN
Źródło zdjęcia głównego: aptn