Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) wszczęła we wtorek śledztwo w sprawie próby przywłaszczenia 405 milionów dolarów z państwowej kasy, której miała dopuścić się firma, na czele której stała Julia Tymoszenko. Chodzi o sprawę z lat 90. Jednym z jej bohaterów jest Ministerstwo Obrony Rosji.
Roszczenia Rosjan dotyczą drugiej połowy lat 90. oraz ich ówczesnej współpracy z kierowaną przez Tymoszenko korporacją Zjednoczone Systemy Energetyczne. Głównym polem działań tej korporacji był handel gazem.
W ubiegłym miesiącu rosyjskie Ministerstwo Obrony poprosiło ukraiński rząd, by to właśnie on spłacił zadłużenie sprzed kilkunastu lat, wynikające z niezrealizowanego przez firmę byłej premier kontraktu. Premier Ukrainy Mykoła Azarow odpowiedział, że tego nie uczyni i skierował sprawę do SBU.
Tymoszenko odpiera zarzuty
Tymoszenko, przeciwniczka prezydenta Wiktora Janukowycza, sądzona obecnie za rzekome nadużycia przy zawieraniu w czasach jej rządów kontraktów gazowych z Rosją, odpowiada, że długi Zjednoczonych Systemów Energetycznych jej nie dotyczą. - Nie pracuję w tej firmie od 1996 roku - oświadczyła, cytowana przez agencję Interfax-Ukraina.
Zdaniem byłej premier toczone przeciwko niej śledztwa oraz proces sądowy to dowód na prześladowania opozycji. Tymoszenko powtarza, że jeśli władze dysponowałyby twardymi dowodami, świadczącymi o popełnionych przez nią przestępstwach, już dawno zostałaby skazana i uwięziona.
Źródło: PAP