Była ukraińska premier Julia Tymoszenko stanęła przed sądem pod zarzutem nadużycia władzy. "Piękna Julia" nie straciła zimnej krwi, a oskarżenia nazwała politycznie motywowanymi. Po krótkiej rozprawie sąd odroczył proces do poniedziałku.
Rozprawę przełożono na prośbę Tymoszenko, która nie zdążyła zapoznać się z aktem oskarżenia. Była premier, a obecnie lider opozycyji, domagała się, by na przeczytanie akt sprawy sąd wydzielił trzy tygodnie. Sędzia Rodion Kiriejew nie zgodził się na to i dał Tymoszenko czas do 4 lipca.
Animusz "Pięknej Julii"
W sądzie Tymoszenko pojawiła się w swojej charakterystycznej fryzurze z zaplecionym warkoczem i z odpowiednią dla siebie dozą animuszu. Odmówiła współpracy z sądem, który oskarżyła o słuchanie poleceń swojego politycznego przeciwnika, prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycz.
- Dałam ci mój paszport, sam przeczytaj - odpowiedziała sędziemu Rodionowi Kiryjewowi pytającemu ją o nazwisko. Dalej Tymoszenko tłumaczyła sądowi i zebranym, że "wszystko, co dzieje się dzisiaj, to polityczna zemsta", a sąd jest "departamentem prezydenckiej administracji". - Ich celem jest pozbawienie mnie możliwości zjednoczenia narodu ukraińskiego - dodała.
Zemsta władzy?
Akt oskarżenia dotyczy zwłaszcza okoliczności podpisania w 2009 r., kiedy Tymoszenko była premierem, porozumienia gazowego z Rosją. W 2008 roku Ukraina płaciła 179,5 dolarów za 1000 metrów sześciennych rosyjskiego gazu. Po rosyjsko-ukraińskim konflikcie gazowym na przełomie 2008 i 2009 roku Tymoszenko porozumiała się z premierem Rosji Władimirem Putinem, że cena błękitnego paliwa dla Ukrainy wyniesie 450 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Obecne władze Ukrainy uważają tę umowę za niekorzystną.
Była premier utrzymuje, że zarzuty przeciwko niej są częścią szerszego planu, którego celem jest likwidacja opozycji na Ukrainie. Julia Tymoszenko była główną konkurentką obecnego prezydenta Janukowycza w zwycięskiej dla niego drugiej turze wyborów prezydenckich na początku ubiegłego roku. Obecnie była premier jest największym krytykiem działań szefa państwa.
W razie uznania jej za winną, byłej premier grozi kara co najmniej 7 lat więzienia, a nawet 10. Na razie rozprawa została odroczona do 4 lipca.
Źródło: reuters, pap