Jeśli koniec świata, zapowiadany wraz z uruchomieniem Wielkiego Zderzacza Hadronów miałby nastąpić, to z życiem powinniśmy się pożegnać właśnie teraz. Największy i najdroższy eksperyment fizyczny świata pobił we wtorek kolejny rekord, zderzając ze sobą cząstki z energią 7 tetraelektronowoltów (TeV). I rozpoczął tym samym 2-letni cykl nieprzerwanej pracy.
Wielki rekordowy rozruch rozpoczął się we wtorek rano. Wydarzenie CERN relacjonował na żywo na swoich serwisach, m.in. za pomocą telewizji internetowej. I udało się, po licznych testach i dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik, wiązki kolejnych protonów zaczęły pędzić na przeciw siebie i zderzać się z energią 7 TeV. Przed uruchomieniem LHC, rekord należał do amerykańskiego Tevrona i wynosił 1,9 TeV.
- Wiele osób długo czekało na tę chwilę, ale ich cierpliwość i poświęcenie zostały nagrodzone - powiedział dyrektor generalny CERN Rolf Heuer.
- Wraz z tymi rekordowymi energiami kolizji, LHC wkracza na ogromne pole eksploracji. Zaczyna się polowanie na ciemną materię, nowe siły i wymiary oraz bozon Higgsa - dodał rzecznik zespołu ATLAS-a, Fabiola Gianotti podkreślając, że na podstawie dotychczasowych osiągnięć LHC już powstało wiele publikacji.
Dostarczy dane i zostanie... zamknięty
Large Hadron Collider ma teraz przed sobą sporo ciężkiej pracy. Przez 18 do 24 miesięcy będzie dostarczał tyle danych, ile tylko zdoła. Bez przerwy. Cel: odpowiedź na największe zagadki fizyki.
- LHC ma realną szansę w ciągu najbliższych dwóch lat, odkryć supersymetryczne cząstki - wyjaśnia Heuer. - Jest też duża szansa, że da wgląd w skład około jednej czwartej Wszechświata - dodał.
Wtorkowy rekord nie zostanie jednak prędko pobity. Po dwóch latach działania na pełnych obrotach, CERN zamknie dla fizyków urządzenia, które podda remontowi, by mogły - po wymianie wielu elementów - osiągnąć 14 TeV.
- Dwa lata ciągłej pracy to trudne zadanie, ale będzie to warte wysiłku - obiecał szef projektu.
Źródło: press.web.cern.ch
Źródło zdjęcia głównego: CERN, PAP/EPA