Od uwolnienia Dariusza Sobiczewskiego z rąk zamachowców minęło już kilkanaście godzin. Mimo to emocje nie opadły. - Wie pani, co to jest jak się ktoś żegna z rodziną dwa razy i mówi, że teraz już idą na pewno, bo ktoś właśnie wali w drzwi? - pytał w czwartek w rozmowie z dziennikarką TVN24 Polak, który przez 16 godzin był przetrzymywany przez zamachowców w hotelu Oberoi w Bombaju.
W rozmowie z TVN24 wrócił do dramatu, jaki przeżył, gdy przebywał w hotelu podczas ataku terrorystycznego. Mówił o okrucieństwie zamachowców i bezradności służb specjalnych. - Pytałem jednego z komandosów: co będziecie z nimi (terrorystami - red.) robić? On na to: "My mamy ich zabić". Więc proszę sobie wyobrazić, że jestem zakładnikiem faceta, który wie dobrze, że jego mają zabić. Więc najpierw zabije mnie - relacjonował w wielkich emocjach Sobiczewski.
- Krótka strzelanina. To mogą być cztery strzały - to mogą być cztery trupy zakładników. To nie jest widowiskowe, to nie jest film. To wszystko jest tak banalnie proste. Oglądałem przez wizjer i widziałem grupę ludzi. Zamknąłem oczy a później ci ludzie leżą. Później czołgałem się koło nich - kilka trupów leżało - mówił Polak o tym co działo się w hotelu w Bombaju. Podsumował krótko: "Ja nie chciałbym tego pamiętać".
Krótka strzelanina. To mogą być cztery strzały - to mogą być cztery trupy zakładników. To nie jest widowiskowe, to nie jest film. To wszystko jest tak banalnie proste. Oglądałem przez wizjer i widziałem grupę ludzi. Zamknąłem oczy a później ci ludzie leżą. Później czołgałem się koło nich - kilka trupów leżało Dariusz Sobiczewski
Sytuacja poza kontrolą
O sytuacji, jaka panowała i nadal panuje w Bombaju mówi krótko: "To jest dramat. Tam nikt niczego nie kontroluje". Sobiczewski twierdzi, że na miejscu panuje ogromny chaos i nikt nie kontroluje sytuacji. - Proszę sobie wyobrazić, że na początku rzucili przeciwko terrorystom armię lądową. To może jeszcze czołgi i armaty? To nie ma sensu – mówi uwolniony Polak. Podsumowuje: "Nie ma planu". - Dlaczego komandosi dopiero po 10 godzinach wkroczyli do akcji - dopytywał się Sobiczewski.
Rodzina i powrót do domu
Dla Sobiczewskiego ogromnym wsparciem w całej sytuacji była rodzina. - Dzięki niej (rodzinie - red.) udało mi się przeżyć. Kiedy siedziałem w hotelu, moja żona wysyłała mi sms-y: "Zmień miejsce", "Zmień pokój", "Przygotuj się", "Stań tutaj". To było strasznie dla mnie ważne - Sobiczewski zawiesił głos.
Teraz planuje powrót do Polski - chciałby wylecieć z Bombaju jeszcze w czwartek wieczorem.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24