Teheran idzie na wojnę z Londynem


Wielka Brytania wydali dwóch irańskich dyplomatów po tym, jak w poniedziałek Teheran zmusił do wyjazdu dwóch przedstawicieli Londynu. Dodatkowo Irańczycy zarzucili sekretarzowi generalnemu ONZ Ban Ki Munowi ingerowanie w wewnętrzne sprawy ich kraju.

- Iran podjął wczoraj nieuzasadniony krok i zmusił dwóch brytyjskich dyplomatów do wyjazdu - mówił w Izbie Gmin premier Gordon Brown. - W odpowiedzi na to poinformowaliśmy dziś irańskiego ambasadora, że wydalimy dwóch irańskich dyplomatów z ambasady w Londynie. Jestem rozczarowany, że Iran postawił nas w takiej sytuacji - dodał szef brytyjskiego rządu.

Wypominają Brytyjczykom grzechy z przeszłości

Wielka Brytania od początku powyborczych protestów w Iranie była oskarżana przez zwolenników prezydenta Mahmuda Ahmadineżada o wspieranie i inicjowanie opozycyjnych protestów.

Irańczycy wypominali Londynowi m.in. przeprowadzony przy brytyjskim udziale zamach stanu z 1953 r., który obalił demokratycznie wybranego premiera Mohammeda Mossadegha.

W niedzielę rewizję stosunków z zagranicą, w tym z Wielką Brytanią, Niemcami i Francją, zapowiadał przewodniczący parlamentu Iranu Ali Laridżani, a we wtorek przed brytyjską ambasadą w Teheranie odbyła się manifestacja zwolenników Ahmadeniżada.

Wśród oskarżeń o "ingerencję" Wielkiej Brytanii w wewnętrzne sprawy Iranu i "jej roli w niepokojach w Teheranie i wspieraniu zamieszek" spłonęły brytyjskie flagi.

ONZ na cenzurowanym

Krytyczne słowa usłyszał we wtorek od Irańczyków również sekretarz generalny ONZ. - Ban Ki Mun, pod wpływem pewnych sił, lekceważy realia irańskich wyborów, a jego uwagi w jasny sposób są sprzeczne z jego obowiązkami (...) i stanowią oczywistą ingerencję w sprawy krajowe Iranu - poinformowała agencja ISNA, cytując rzecznika irańskiego MSZ Hasana Kaszkawiego.

Ban Ki Mun apelował o niestosowanie siły

Była to odpowiedź na poniedziałkowy

Ban Ki Mun, pod wpływem pewnych sił, lekceważy realia irańskich wyborów, a jego uwagi w jasny sposób są sprzeczne z jego obowiązkami (...) i stanowią oczywistą ingerencję w sprawy krajowe Iranu rzecznik irańskiego MSZ Hasan Kaszkawi

Ban Ki Mun zwrócił się też do władz w Teheranie, aby "respektowały fundamentalne prawa obywatelskie i polityczne, zwłaszcza zaś wolność słowa, wolność zgromadzeń i wolność informacji" - podało w komunikacie biuro prasowe szefa ONZ.

Zaapelował ponadto o "natychmiastowe przerwanie aresztowań, pogróżek i wykorzystywania siły". Pouczył, aby różnice zdań między władzami a opozycją rozwiązać na drodze dialogu i z poszanowaniem prawa.

Waszyngton: początek zmian

Mimo tego, że opozycyjne protesty rozpoczęte po wyborach prezydenckich z 12 czerwca najwyraźniej chylą się ku końcowi - Rada Strażników konstytucji zapowiedziała, że nie będzie powtórzenia wyborów, a elitarna Gwardia Rewolucyjna zagroziła rozgromieniem dalszych protestów - Waszyngton uważa, że zapoczątkowały one zmiany w Iranie.

- W Iranie widzieliśmy początki zmian - powiedział rzecznik Białego Domu Robert Gibbs w programie "Today" w telewizji NBC.

Prezydent USA Barack Obama stara się jednak uniknąć wrażenia, że USA mieszają się w sprawy Iranu. Twardsze stanowisko zajął Kongres USA, którego Izba Reprezentantów przyjęła specjalną rezolucję krytykującą Iran.

Gibbs powiedział we wtorek, że Obama nie poprze takich ewentualnych akcji protestacyjnych w Iranie, jak strajk generalny.

Dotychczas w protestach powyborczych w Iranie zginęło co najmniej 17 osób, z czego przynajmniej 10 w sobotę. Ponad stu ludzi zostało rannych.

Źródło: reuters, pap