Około 100 osób poszukują ratownicy po zatonięciu promu "Rabaul Queen", który zatonął w czwartek u wybrzeży Papui Nowej Gwinei. Do tej pory z wody wyciągnięto 238 osób - piszą australijskie media. Na pokładzie znajdowało się ponad 360 pasażerów.
Zapadający w miejscu katastrofy zmierzch i wzburzone morze najprawdopodobniej doprowadzą do przerwania akcji ratowniczej na noc - pisze portal news.com.au.
Prom w opałach
O zaginięciu promu poinformowała w czwartek nad ranem czasu polskiego kompania żeglugowa Star Ships. Kontakt z jednostką utracono podczas złych warunków atmosferycznych. Prom "Rabaul Queen" płynął z portu Kime na wyspie New Britain, do Lae na północnym wybrzeżu Nowej Gwinei. W czwartek nad ranem wysłał sygnał SOS.
Prom zatonął ok. 16 km od północnego wybrzeża Papui Nowej Gwinei. W akcji ratunkowej, poza jednostkami nawodnymi, biorą też udział helikoptery i australijski samolot, który może zrzucić z pokładu tratwy ratunkowe.
- Nie potwierdzono jeszcze żadnej ofiary śmiertelnej - powiedział wkrótce po katastrofie rzecznik Star Ships, John Whitney.
"Ryzyko śmierci jest duże"
W sprawie katastrofy głos zabrała też premier Australii, Julia Gillard. - To wielka tragedia. Zatonął statek z 350 osobami na pokładzie - powiedziała. - Ryzyko śmierci jest duże - dodała. Zapewniła pełną pomoc ze strony swojego kraju. Australijskie media spekulują, że większość pasażerów stanowili obywatele Australii.
Na razie nie są znane przyczyny zatonięcia promu.
Źródło: news.com.au, Reuters, PAP