Szturm na świątynię


Przez Tajlandię przeszły dwie odrębne, wielotysięczne demonstracje. Na ulicach Bangkoku - zwolennicy usuniętego przed trzema laty premiera Thaksina Shinawatry domagali się rozwiązania parlamentu i dymisji rządu. Z kolei na północnym-wschodzie kraju nacjonaliści protestowali przeciwko zajęciu buddyjskiej świątyni.

O świątynię, która mieści się w prowincji Sisaket na granicy z Kambodżą walczyło sześć tysięcy Tajandczyków. Manifestantom udało się przerwać kordon policji. Następnie podjęli próbę wejścia na teren XI-wiecznej świątyni Preah Vihar, którą w 1962 roku międzynarodowy trybunał przyznał Kambodży. Doszło też do starć demonstrantów z miejscową ludnością.

Sześć tysięcy policjantów

Odrębna manifestacja przeszła przez ulice Bangkoku. W stolicy kraju protestowali zwolennicy Shinawatry, którego od władzy usunęła armia we wrześniu 2006 roku. Były premier od tego czasu przebywa na emigracji.

Jednak wbrew wcześniejszym przypuszczeniom wiec miał spokojny charakter. Z pewnością wpłynął na to fakt, że odbywała się w strugach ulewnego deszczu i pod czujnym okiem sześciu tysięcy policjantów, którzy z tego powodu zostali specjalnie sprowadzeni do miasta. Policja obawia się jednak, że liczba demonstrantów wzrośnie wieczorem nawet do 20-30 tysięcy ludzi i może dojść do ulicznych niepokojów.

Nowa fala antyrządowych protestów w Bangkoku stanowi kolejne wyzwanie dla kierującej krajem od dziewięciu miesięcy ekipy premiera Abhisita Vejjajivy. Nowy szef rządu walczy bowiem także z kryzysem finansowym oraz utrzymaniem niestabilnej koalicji sześciu partii. W stolicy od kilku dni ponownie krążą pogłoski o możliwości nowego zamachu stanu.

Źródło: PAP, Reuters