W nocnych starciach w Barcelonie ucierpiały 43 osoby. W większości są to policjanci, którzy zapewniali zwolennikom niepodległości regionu dostęp do katalońskiego parlamentu - poinformowały we wtorek rano miejscowe służby medyczne.
Z szacunków władz regionalnych wynika, że rannych zostało 32 funkcjonariuszy. Większość z nich ucierpiała, broniąc dostępu do budynku regionalnego parlamentu.
"Zachęcanie radykałów do ataków"
Według premiera Hiszpanii Pedro Sancheza współwinnym agresywnych zajść w Barcelonie jest szef Generalitat, czyli regionalnego rządu Katalonii, Quim Torra.
"Katalońska polityka powinna wrócić do parlamentu, a premier Torra powinien wypełniać swoje powinności i nie wystawiać na szwank normalizacji politycznej w regionie poprzez zachęcanie radykałów do ataków na instytucje reprezentujące wszystkich Katalończyków" - napisał Sanchez we wtorek rano na Twitterze. Komunikat szefa hiszpańskiego rządu to aluzja do poniedziałkowej uroczystości w Katalonii upamiętniającej nieuznawane przez Madryt referendum w sprawie niepodległości Katalonii z 1 października 2017 roku, w trakcie której Torra nazwał manifestantów domagających się secesji regionu "przyjaciółmi" i "zalążkiem" niepodległej od Madrytu Republiki Katalonii. Podczas obchodów rocznicy plebiscytu w katalońskiej miejscowości Sant Julia de Ramis Torra ocenił, że większość Katalończyków chce proklamowania Republiki Katalonii. Podziękował też organizatorom blokad i manifestacji, zachęcając ich do protestów. - Naciskajcie. Dobrze robicie, naciskając - mówił.
We wtorek rano przedstawiciele Generalitat oraz największych katalońskich partii skrytykowali separatystów, którzy próbowali wedrzeć się do parlamentu, prowokując starcia z policją.
Nocne starcia
Nocne starcia były konsekwencją wieczornego marszu z barcelońskiego Placu Katalonii pod parlament, w którym wzięło udział kilkanaście tysięcy zwolenników secesji Katalonii. Protestujący domagali się proklamowania niepodległości regionu oraz wypuszczenia więźniów politycznych, osadzonych w związku z organizacją zeszłorocznego referendum.
Najbardziej dramatyczny przebieg miały poniedziałkowe protesty w Geronie (katal. Girona), gdzie członkowie Komitetów Obrony Republiki (CDR) - organizacji zrzeszających aktywistów, którzy jesienią 2017 roku pomagali w przeprowadzeniu referendum - zablokowali kilkadziesiąt dróg, w tym autostrady łączące Barcelonę z Walencją i Madrytem. Manifestanci przez kilka godzin blokowali tam też linię szybkiej kolei łączącą Figueras (katal. Figueres) ze stolicą Katalonii. Wdarli się również do budynku przedstawicielstwa katalońskiego rządu i zerwali z masztu flagę Hiszpanii. W poniedziałek przed południem kilkudziesięciu separatystów okupowało także siedzibę Najwyższego Sądu Katalonii w Barcelonie. Manifestantów z zajmowanego budynku wyprowadziła policja.
Autor: kg / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters