Dowódca brytyjskiej floty zdecydowanie wypowiedział się przeciw secesji Szkocji i ostrzegł, że poważnie zaszkodziłoby to Royal Navy. Brytyjskie siły morskie mają na północy kraju bardzo ważną bazę i kluczowe stocznie. Admirał George Zambellas przestrzegł, że Szkoci sami by dużo stracili, bo nie byliby już chronieni przez "jedną z najlepszych i najbardziej skutecznych flot świata".
Pierwszy Lord Morski (zwyczajowa nazwa dowódcy wojskowego Royal Navy, w odróżnieniu od Pierwszego Lorda Admiralicji, który był cywilnym nadzorcą floty) admirał George Zambellas, wypowiedział się na łamach dziennika "Daily Telegraph". Dotychczas flota nie zajmowała tak zdecydowanego stanowiska w sprawie ewentualnej secesji Szkocji.
Szkockie referendum jest zaplanowane na 18 września. Jeśli większość uczestników opowie się za niepodległością, 18 miesięcy później Szkocja stanie się samodzielnym państwem. Dotychczas w żadnym z wielu sondaży zwolennicy wyjścia ze Zjednoczonego Królestwa nie mieli jednak większości.
Podział nie służy
Ze wszystkich rodzajów brytyjskich sił zbrojnych to właśnie Royal Navy najbardziej ucierpiałaby na ewentualnym podziale Wielkiej Brytanii, który może nastąpić po referendum zaplanowanym na wrzesień tego roku. Flota ma na północy kraju bardzo ważne bazy i to tam skupiono resztki niegdyś potężnego przemysłu okrętowego.
- Jestem przekonany, że niepodległość Szkocji fundamentalnie zmieniłaby bezpieczeństwo morskiej Wielkiej Brytanii i zaszkodziła kluczowym możliwościom floty - napisał admirał. - Nasza infrastruktura, bazy, sprzęt, ludzie i ich rodziny, wszystko to tworzy jedność, która nie zniosłaby dobrze podziału - tłumaczy dowódca Royal Navy.
Admirał przestrzegał przy tym, że ucierpiałaby również pozycja Wielkiej Brytanii w NATO, bowiem Londyn nie byłby w stanie wspierać sojuszu swoimi siłami morskimi, za które ma być "poważana".
Kluczowa infrastruktura
Wypowiedź adm. Zambellasa podkreśla to, o czym w Wielkiej Brytanii dyskutuje się praktycznie od początku pomysłów Szkotów na niepodległość. Ewentualny podział kraju oznaczałby też podział sił zbrojny. Nie tylko z racji tego, że Szkoci mieliby na swoim terytorium różne bazy, ale również dla tego, że otrzymaliby część uzbrojenia.
Royal Navy najbardziej dotknęłaby utrata bazy Clyde w Faslane, jednej z trzech baz Royal Navy w Wielkiej Brytanii, położonej około 30 kilometrów od Glasgow na wybrzeżu atlantyckim Szkocji. To tam stacjonują wszystkie brytyjskie atomowe okręty podwodne, zwłaszcza cztery typu Vanguard, przenoszące rakiety międzykontynentalne Trident. Tam swoje miejsce mają też nowe szturmowe atomowe okręty podwodne typu Astute.
W Faslane jest zlokalizowana rozbudowana infrastruktura niezbędna do poprawnego funkcjonowania atomowych okrętów podwodnych. Tam też są składy dla głowić jądrowych i rakiet. Nie da się tego wszystkiego łatwo przenieść. Ewentualna zmiana miejsca bazowania oznaczałby miliardowe nakłady na budowę nowej infrastruktury, a mocno obciętego budżetu brytyjskiego wojska na to nie stać.
Równie dotkliwa byłaby strata stoczni w Glasgow i Rosyth, gdzie koncern BAE Systems (monopolista w zakresie budowy jednostek dla floty Wielkiej Brytanii) koncentruje cały swój potencjał w zakresie budowy okrętów. Jesienią 2013 roku zdecydowano się zamknąć historyczną stocznię w Portsmouth (główna baza sił nawodnych Royal Navy) i przenieść całą produkcję z niej właśnie do Szkocji. To w Rosyth są składane w całość dwa nowe lotniskowce typu Queen Elizabeth, największe brytyjskie okręty od ponad pół wieku.
Odcinek programu "Tu Europa" o między innymi pomysłach Szkotów na secesję.
Autor: mk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Royal Navy | Tam McDonald