Już co najmniej 200 dzieci zmarło od czerwca ubiegłego roku, gdy na północy Ugandy wybuchła epidemia tajemniczej choroby. Na "syndrom kiwania" nie ma lekarstwa, nie wiadomo, co go wywołuje - pisze "Washington Times", podkreślając, że skorumpowany rząd w ogóle nie przejmuje się epidemią.
Chorobę określa się jako "syndrom kiwania". Niektóre symptomy są podobne co w padaczce. Chore osoby zaczynają nagle gwałtownie kiwać głową, nie kontrolując ruchów. Dziecko wpada w konwulsje. Często chorobie towarzyszy upośledzenie umysłowe i zahamowanie wzrostu.
Pierwszy udokumentowany przypadek choroby pochodzi z 1962 r. Został zarejestrowany w sąsiadującej z Ugandą Tanzanii. "Syndrom kiwania" dotyka głównie dzieci w wieku 5-15 lat.
Na północy Ugandy można już mówić o epidemii. Od czerwca 2011 r. zachorowało ponad 1 tys. dzieci. Co piąte zmarło.
Nie wiadomo, jak leczyć chorych. Rodzice często więc przywiązują swoje dzieci do drzew. Tłumaczą, że w ten sposób nie będą się one raniły podczas ataków choroby.
Rząd umywa ręce
Sytuację pogarsza polityka zdrowotna rządu. A właściwie jej brak. Ministerstwo zdrowia obwinia rząd centralny o zaniechanie walki z chorobą i brak środków na badania mające ustalić przyczyny choroby. Rząd nastomiast oskarża ministerstwo, że przeznaczone na walkę z "syndromem kiwania" środki poszły na działania przeciwko malarii.
Obecne władze prezydenta Yoweriego Museweniego są oskarżane o masowe defraudacje środków publicznych i korupcję. W ubiegłym miesiącu ministerstwo finansów odrzuciło wniosek resortu zdrowia o 3 mln dolarów na walkę z "syndromem kiwania" kilka dni po tym, jak ogłoszono, że 170 nowo wybranych członków parlamentu otrzyma po ok. 50 tys. dolarów na zakup luksusowych samochodów - pisze "Washington Times".
Źródło: washingtontimes.com