Zaczęło sie od stolicy światowej finansjery - nowojorskiej Wall Street. Ludzie reprezentujący różne środowiska i kategorie wiekowe wyszli na ulicę, aby zaprotestować przeciwko obciążaniem ich kosztami kryzysy ekonomicznego. Protest rozlał się na inne miasta USA i dotarł do Europy.
Protestujących łączy to, że nie chcą płacić za kryzys, za który, ich zdaniem, nie ponoszą odpowiedzialności.
Zaczęło się na nowojorskiej "Wall Street". Na tej ulicy swoje siedziby mają największe na świecie instytucje finansowe. Protest ludzi skrzywdzonych przez kryzys rozlał się na inne amerykańskie miasta. Zwykli ludzie wyszli na ulice m.in. Nowego Jorku, Waszyngtonu i Chicago. W sumie protesty objęły ok. 1,5 tys. amerykańskich miast. Analitycy twierdzą, że koczujący na ulicy mogą doprowadzić do zmian w systemie i prawie.
Będzie gorzej
W programie "Horyzont" (w sobotę o godz. 18.10) w TVN24 prof. Zbigniew Brzeziński podkreśla, że sytuacja ekonomiczna na świecie jest zła, ale będzie jeszcze gorsza. Jednak zdaniem politologa... to dobrze. Beznadziejna sytuacja i niezadowolenie obywateli, według Brzezińskiego, mogą skłonić polityków do przeprowadzenie potrzebnych i radykalnych zmian.
Fala protestów rozlewa się także na Europę. Do strajków w pogrążonej w kryzysie Grecji dołączają ludzie z innych krajów europejskich: Hiszpanii, Włoch czy Francji.
Polska bezpieczna?
W Polsce dotychczas do scen z Grecji czy USA nie dochodzi. Co nie znaczy, że Polacy nie wychodzą na ulicę. Jednak polskie protesty nie przybierają tak masowych form. Czy ta sytuacja może się zmienić i na ulicach Warszawy albo Krakowa będziemy obserwowali sceny znane nam z Aten bądź Nowego Jorku? Eksperci nie wykluczają takiego scenariusza w przypadku dotarcia do Polski drugiej fali kryzysu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24