Pracownicy sektora publicznego w Grecji przystąpili do 24-godzinnego strajku. Domagają się od rządu rezygnacji z drastycznych przedsięwzięć oszczędnościowych. Ulicami Aten przeszła też wielotysięczna demonstracja.
Zamknięto magistraty, urzędy skarbowe i celne, szkoły i uniwersytety. W szpitalach państwowych lekarze odeszli od łóżek pacjentów; w czasie strajku personel szpitali zajmuje się wyłącznie nagłymi przypadkami.
Do strajku przyłączyli się również kontrolerzy lotów. Przewiduje się poważne zakłócenia w ruchu lotniczym, gdyż samoloty nie będą startowały ani lądowały w Grecji w godzinach 15-19 czasu lokalnego (godz. 14-18 czasu polskiego).
Nie dla oszczędzania
Rządowa polityka zaciskania pasa ma na celu wyprowadzenie kraju z głębokiego kryzysu gospodarczego. Związki zawodowe nie godzą się jednak na wprowadzane przez władze oszczędności.
Największy związek zawodowy pracowników budżetowych ADEDY zorganizował manifestację w centrum Aten. Około 5 tysięcy ludzi przemaszerowało do gmachu parlamentu. Nie doszło do incydentów. Odrębną demonstrację, w której wzięło udział kilkaset osób, zorganizowali w stolicy Grecji komuniści. Zapowiedziano również protesty w Salonikach, drugim największym mieście kraju.
Socjalistyczny rząd premiera Jeorjosa Papandreu zgodził się na wprowadzenie najbardziej drastycznych środków oszczędnościowych w historii Grecji w zamian za 110 mld dolarów pomocy z Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Grecja zobowiązała się zmniejszyć deficyt budżetowy z 13,6 procent PKB w 2009 roku do 8,1 procent w 2010 roku. Obniżono płace w sektorze budżetowym i zderegulowano między innymi rynek usług transportowych.
Źródło: PAP