Obecnie trwa tam przepychanka na namioty, ale w przeszłości dochodziło do regularnych bitew z udziałem tysięcy żołnierzy. Położona wysoko w Himalajach sporna granica pomiędzy Chinami a Indiami jest miejscem, gdzie te dwa wschodzące mocarstwa uzbrojone w broń jądrową niegdyś "szły na noże". Dwa azjatyckie giganty nie darzą się miłością i ich spory mogą być groźne dla całego świata.
Problemem w relacjach Chin i Indii jest brak jasnego uregulowania granicy w Himalajach. Od powstania obu państw w ich nowożytnych postaciach nie zdołano uzgodnić jej przebiegu. W zamian funkcjonuje tak zwana "Linia Aktualnej Kontroli" licząca około trzech tysięcy kilometrów.
Niemal na całej długości linia ta biegnie przez jałowe, bezludne i nie mającego żadnego znaczenia gospodarczego wysokie góry, gdzie jak wspominają żołnierze, "nawet wysiadanie z samochodu może zmęczyć". Pomimo tego oba mocarstwa są gotowe wiele ryzykować dla zysków czysto prestiżowych i propagandowych.
"Wojna na namioty"
Najnowsza odsłona sporu na granicy Chin i Indii rozgrywa się na północnym odcinku "LAK", położonym na obszarze uznawanym przez New Delhi za część należnego Indiom Kaszmiru. Zdaniem Pekinu sporny fragment Kaszmiru nazywany Aksai Chin historycznie należał do Cesarstwa Chińskiego i zgłasza do niego roszczenia.
Pod koniec kwietnia doszło do poważnego incydentu. Grupa chińskich żołnierzy patrolująca liczący około dziesięciu kilometrów pas ziemi niczyjej rozbiła obozowisko i zatknęła swoją flagę. Naruszyli tym samym porozumienie z 1993 roku, według którego żołnierze obu mocarstw powstrzymywali się od prób fizycznego "zagarniania" ziemi niczyjej przez stawianie na niej jakichkolwiek trwałych konstrukcji i długotrwałe przebywanie w nich.
Wobec tego indyjskie wojsko wysłało swój patrol, który rozbił obóz tuż obok Chińczyków. Po ponad dwóch tygodniach na wysokości około czterech tysięcy metrów nadal trwa "wojna na nerwy i namioty". Jak piszą indyjskie gazety, żołnierze obu krajów stoją "oko w oko". Chińczycy mają cztery namioty, a Hindusi osiem.
Zagrywka negocjacyjna
Górskie spięcie wywołało lawinę komentarzy w Indiach. Premier Manmohan Singh stwierdził, że to "lokalny problem" i rząd Indii "nie chce rozdmuchiwać tej sprawy". Natomiast generał Vasantha R. Raghavan, były dowódca wojsk w spornym regionie stwierdził, że to "niezrozumiała prowokacja". - Coś się dzieje w Chinach, co powoduje, że wojsko zachowuje się irracjonalnie - powiedział pod koniec kwietnia.
Chiny natomiast konsekwentnie zaprzeczają, jakoby ich żołnierze znaleźli się na terytorium Indii, co sugeruje większość przekazów medialnych. - Nasza granica nie została dokładnie wytyczona. Wobec tego trudno jest unikać problemów tego rodzaju - powiedziała rzeczniczka chińskiego MSZ, Hua Chunying. Padają też zapewnienia, że Chinom zależy na pokojowych relacjach z Indiami i rozwiązanie sporu powinno nastąpić w drodze dialogu.
Trwają spekulacje, czy incydent w górach nie jest elementem nacisku i pokazu siły przed zaplanowanymi na maj wizytami wysokiego szczebla. Indyjski szef MSZ Salman Khurshid ma w tym miesiącu odwiedzić Pekin, a w drugą stronę pojedzie nowy chiński premier, Li Keqiang. Będzie to jego pierwsza oficjalna podróż zagraniczna od objęcia stanowiska w marcu. Być może rozmowy na wysokim szczeblu pozwolą rozwiązać ten, jak napisał dziennikarz "Asia Times", "absurdalny spór".
Gorąca granica
W przeszłości oba mocarstwa toczyły regularne boje o jałowe himalajskie turnie. Do najpoważniejszego starcia, które do dzisiaj kładzie się cieniem na relacjach Chin i Indii doszło w 1962 roku. Po niepowodzeniu dyplomatycznych prób uregulowania przebiegu granicy Mao Zedong zdecydował się na rozwiązanie militarne.
Chińskie wojsko z zaskoczenia przeprowadziło jednocześnie ofensywy na wschodnim i zachodnim odcinku spornej granicy (oba teatry rozdzielają tysiące kilometrów). Walki trwały miesiąc jesienią 1962 roku. Chińczycy odnieśli zdecydowane zwycięstwo militarne i zajęli większość spornego Aksai Chin. Ponieśli jednak druzgoczącą klęskę w sferze dyplomatycznej. Pekin został uznany za agresora, dążącego do szerzenia komunizmu na ścieżce wojennej.
Przez kolejne dekady dochodziło do różnych małych granicznych potyczek, z których żadna nie dorównała wojnie z 1962 roku. Relacje obu państw uległy istotnej poprawie dopiero w tym wieku. Zanotowano gwałtowny wzrost wymiany handlowej, od około trzech miliardów dolarów w 2000 roku do ponad 70 miliardów w 2011 roku.
Siłowanie się gigantów
Daleko jednak do zbudowania "sąsiedzkiej przyjaźni". Według badania Pew Research Center z 2012 roku, tylko nieco ponad 20 procent Chińczyków i Hindusów ocenia się nawzajem w "korzystnym" świetle. Takie nastawienie odbija się wyraźnie w działaniach rządów obu państw. Spór o granicę pozostaje nierozwiązany i żadna ze stron nie przejawia chęć do rozmów czy ustępstw.
Rywalizację dwóch azjatyckich potęg wyraźnie widać w sferze militarnej. Indie do niedawna budowały swoje siły zbrojne w relacji do wrogiego Pakistanu. Teraz rozpadający się od wewnątrz stary rywal zszedł na drugi plan, a jego miejsce zajęły Chiny. Widać to zwłaszcza na morzu, gdzie pojawiają się początki wyścigu zbrojeń.
Obawy w Indiach budzą zwłaszcza chińskie bazy tworzone umieszczane na Oceanie Indyjskim, a dokładniej w Birmie i Pakistanie, wzdłuż tak zwanego "Sznuru Pereł", czyli strategicznej trasy żeglugi z Chin w rejon Zatoki Perskiej, którą Indie w wypadku konfliktu mogłyby skutecznie zablokować, czyniąc gigantyczne szkody w chińskiej gospodarce.
Rosnąca potęga tych obu najludniejszych krajów świata powoduje, że ich wzajemne relacje, zwłaszcza wobec panującego w nich napięcia, mają istotne znaczenie dla całego globu. Gdyby teoretycznie doszło do wojny uzbrojonych w broń jądrową Chin i Indii, świat mógłby to odczuć niezwykle boleśnie. O swojej roli są przekonani sami Chińczycy i Hindusi. W 2012 roku chiński wicepremier Li Keqiang na spotkaniu z szefem indyjskiego MSZ S.M. Krishną powiedział, że "nasze wspólne relacje będą najistotniejszymi stosunkami dwustronnymi w całym XXI wieku".
Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY SA) | Antônio Milena