Służby nie zezwoliły działaczom opozycji na widzenie z Julią Tymoszenko


Ukraińska służba więzienna nie dopuściła do zaplanowanego spotkania polityków opozycji z Julią Tymoszenko. Decyzja była podyktowana zdrowiem byłej premier, która jest rzekomo poważnie przeziębiona. Opozycjoniści uważają, że władza nie chce, by doszło do konsultacji w sprawie umowy stowarzyszeniowej z UE.

Wizyta miała się odbyć w piątek w szpitalu kolejowym w Charkowie, dokąd Tymoszenko została przeniesiona z powodu problemów z kręgosłupem. Wśród delegatów obecni byli m.in. jeden z głównych polityków opozycji, Arsenij Jaceniuk oraz były szef MSW w jej rządzie, Jurij Łucenko. Lekarze zabronili odwiedzin, tłumacząc to postanowienie ostrym zapaleniem górnych dróg oddechowym liderki partii Batkwiszczyna. - My przecież dbamy o jej zdrowie - oświadczył naczelnik żeńskiej kolonii karnej w Charkowej, gdzie osadzona jest Tymoszenko. Opozycjoniści nie wierzą w te wyjaśnienia. Córka Julii, Jewhenija widziała się z matką dzień wcześniej i zapewniała, że ta nie narzekała na kiepskie samopoczucie. - Byłam wczoraj u niej cały dzień i wyszłam ze szpitala około godziny 20.00. Żadnych objawów przeziębienia w tym czasie mama nie odczuwała - przekonywała Jewhenija.

Władza nie chce integracji z Unią

Piątkowe wydarzenia podsyciły spór i oskarżenia wobec władz o niedopuszczanie do podpisania umowy stowarzyszeniowej pomiędzy Ukrainą i Unią Europejską podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, planowanego na 28-29 listopada. Porozumienie było parafowane w marcu ubiegłego roku. - Oczywiście, że chcieliśmy omówić z Julią nasze akcje, działania przed szczytem w Wilnie, działania po nim oraz strategię na wybory prezydenckie w 2015 roku. Strach Janukowycza przed ustaleniem działań opozycji zmusił go do powstrzymania konsultacji - powiedział Arsenij Jaceniuk.

Więzień polityczny

Warunkiem, jaki postawiła UE, przed podpisaniem umowy stowarzyszeniowej było uwolnienie Tymoszenko. Według wspólnoty europejskiej jej wyrok siedmiu lat więzienia był motywowany politycznie. Sprawa dotyczyła nadużyć, jakich była premier miała się dopuścić, gdy jej rząd zawierał w 2009 roku umowy gazowe z Rosją. Z kolei władze Ukrainy uważają, że los jednego człowieka nie może ważyć nad przyszłością umowy i wpływać na życie 46-milionowego społeczeństwa, dlatego nie zgadzają się na warunki stawiane przez Brukselę.

Autor: jed/roody / Źródło: PAP, tvn24.pl