W niedzielę słowacki premier Robert Fico dał do zrozumienia, że nie tylko czeski prezydent jest niezadowolony z Traktatu Lizbońskiego. W poniedziałek krytyczne słowa Fico szorstko podsumował przedstawiciel szwedzkiego przewodnictwa UE.
Prezydent Klaus, jedyny europejski przywódca, który nie ratyfikował jeszcze Traktatu, uzależnił jego podpisanie od uzupełnienia go zapisem, którego forma nie jest jasna, ograniczającym obowiązywanie Karty Praw Podstawowych wobec Republiki Czeskiej.
Premier Słowacji Robert Fico oświadczył w niedzielę, że również jego kraj może podjąć taką próbę, jeśli uda się to Czechom, z którymi do 1993 roku Słowacja tworzyła jedno państwo.
Fico też się obawia
Według Klausa, będąca integralną częścią Traktatu z Lizbony Karta mogłaby otworzyć drogę do sądowych wniosków o zwrot mienia pozostawionego przez Niemców sudeckich wysiedlonych po drugiej wojnie światowej na mocy tak zwanych dekretów Benesza.
W przypadku, gdy Czechy wynegocjują, iż Traktat z Lizbony "nie będzie więcej przywoływał kwestii dekretów Benesza, wówczas Słowacja nie może sama pozostać w tyle" - podkreślił Fico.
Jego zdaniem, jeśli taka klauzula zostałaby przyznana Czechom, Słowacja w efekcie zostałaby "postawiona w bardzo delikatnej pozycji".
Szwedzi mówią krótko
W poniedziałek szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt podczas konferencji w Brukseli krótko i sucho odpowiedział na słowackie wątpliwości: - Wydaje mi się, że Słowacja zakończyła u siebie proces ratyfikacji Traktatu z Lizbony.
Wypowiedź premiera Fico zaś "dotyczy procedury późniejszej modyfikacji Traktatu UE, co - muszę przyznać - nie jest w obecnej chwili rozpatrywane", dodał Bildt.
Brak podpisu prezydenta Klausa jest ostatnią przeszkodą uniemożliwiającą wejście w życie Traktatu z Lizbony, który ma usprawnić i zdemokratyzować UE. Poza Czechami, pozostałe 26 krajów członkowskich, w tym Słowacja, zakończyło proces ratyfikacji, składając w Rzymie tzw. instrumenty ratyfikacyjne.
Źródło: PAP