Separatyści głosowali jak trzeba


W kontrolowanej żelazną ręką przez prezydenta Eduarda Kokojtiego i Rosjan Osetii Południowej mieszkańcy wybrali "parlament". Wyniki są w pełni po myśli władz.

Najwięcej głosów otrzymała partia "Jedność" - 46,36 procent, Partia Ludowa zdobyła 22,53 procent, komuniści - 22,25 procent. Czwarte miejsce zajęła partia socjalistyczna "Ojczyzna", która jednak nie pokonała 7-procentowego progu wyborczego, by dostać się do 34-osobowego "parlamentu".

Frekwencja wyniosła 80 procent, a według południowoosetyjskiej minister ds. prasy i informacji Iriny Gagłojewej podczas wyborów nie doszło do naruszeń prawa.

Jednak lokalna opozycja nazwała to pierwsze głosowanie od rosyjsko-gruzińskiej wojny z sierpnia 2008 r. "niezgodnymi z prawem", a Gruzja, do której oficjalnie należy Osetia Południowa - "farsą" i "błazenadą".

UE: "bezprawne wybory"

"Wyborów" nie uznało też czeskie przewodnictwo Unii Europejskiej. - UE nie uznaje legalności "wyborów", ani ich rezultatów. Organizowanie tych wyborów było bezprawne i stanowi zaprzeczenie pokojowego oraz trwałego uregulowania sytuacji w Gruzji - głosi komunikat Pragi.

- UE potwierdza swe silne poparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Gruzji w ramach granic uznanych przez społeczność międzynarodową - dodają Czesi.

Kokojty może się cieszyć

Według obserwatorów dzięki wynikom "wyborów" prezydent Kokojty z łatwością zapewnił sobie większość dwóch trzecich głosów w parlamencie, potrzebnych do zmiany konstytucji, aby móc ubiegać się o trzecią kadencję. Do tej pory wygrał wybory prezydenckie w roku 2001 i 2006.

Lokalna opozycja zarzuca mu przede wszystkim defraudację pieniędzy przesyłanych przez Moskwę. Nie idzie mu też na arenie międzynarodowej, gdzie osetyjskie karty rozdaje oczywiście Rosja.

Do tej pory niepodległość zarówno jego kraju jak i drugiego separatystycznego regionu Gruzji - Abchazji uznały jedynie Rosja i Nikaragua.