Przeraźliwa kakofonia klaksonów, policjanci na ulicach machający na kierowców i pouczający ich przez megafony. Bez chaosu się nie obyło, choć nie był tak wielki, jak się spodziewano. Tak wyglądał pierwszy dzień po zmianie ruchu z prawostronnego na lewostronny na Samoa.
Samoańczycy dostali od rządu dwa dni wolnego, żeby zamieszanie na drogach tuż po wprowadzeniu zmian było mniejsze. Oprócz tego wprowadzono trzydniowy zakaz sprzedaży alkoholu – żeby i w ten sposób zminimalizować ryzyko kolizji.
Rano odprawiono specjalne nabożeństwo w intencji zmiany ruchu. O 18 lokalnego czasu premier Tuilaepa Sailele Malielegaoi wygłosił radiową odezwę do narodu – nakazał wszystkim zatrzymanie samochodów i zmianę pasa.
Wzdłuż jezdni ustawiały się tłumy gapiów, które przyglądały się postępom kierowców.
Autobusów na razie nie wymieniono
Rząd Samoa wprowadził tę zmianę, mając na względzie około 170 tys. emigrantów, którzy pracują w Australii i w Nowej Zelandii, gdzie ruch jest lewostronny. Chciał zachęcić ich, by przywozili samochody z kierownicą po prawej stronie do ojczyzny.
Problem nadal będą mieć pasażerowie autobusów – taboru komunikacji miejskiej na razie nie wymieniono i drzwi otwierają się teraz po niewłaściwej stronie.
Źródło: reuters, pap